Scenariusz Konkursowy:
Andromeda Patryk Batko, Marek Chołostiakow
Mechanika: FUDGE, wariant Cyberblues City
Setting: sci-fi
Modyfikacje zasad: tak
Liczba graczy: 4
Gotowe postacie: tak
Liczba sesji: 1
Opis:
Gracze wcielają się w czwórkę pasażerów podróżujących tytułowym statkiem kosmicznym do odległej planety. Wraz z nimi na Andromedzie, w specjalnych komorach kriogenicznych, przebywa sto tysięcy innych wybranych, którzy zostali wytypowani jako zdolni do odbudowy ludzkiej cywilizacji, z dala od zniszczonej Ziemi.
Wieloletnia podróż została jednak przerwana przez niespodziewaną awarię systemów statku, spowodowaną wtargnięciem Obcych. Potwory z bezmiaru kosmosu rozpoczęły rzeź.
Komentarze Kapituły:
Tomasz Pudło
Zacznijmy od mechaniki. Moim zdaniem nie trzeba jej streszczać i wystarczyłby link. Skoro jednak autorzy zdecydowali się ją przybliżyć, to moje uwagi techniczne są takie:
- Skala opisowa jest zupełnie nieczytelna.
- “Fair” w tym kontekście tłumaczy się jako “Niezły” a nie “Sprawiedliwy”.
- Skaza “Kobieta Sukcesu” nie dość, że jest niewiarygodnie seksistowska, to jeszcze wpędza postać w spiralę pecha.
- Żeby dało się ją od biedy zaakceptować powinna się nazywać “Huśtawka Nastrojów” i dawać kumulujące się plusy przy sukcesach.
- W tym scenariuszu łatwo zginąć, ale bohaterów na wymianę prowadzący musi wymyślić sam. Tak się nie robi.
- Jeżeli deklarujecie, że realizujecie G z teorii GNS, to o liczbie przeciwników w scenach nie może zadecydować rzut k6.
Co do konstrukcji scenariusza, to jest ona bardzo prosta i niczym nie zaskakuje. Dodatkowo w pewnym momencie autorzy słabo kamuflując najważniejszego potworka piszą, że BG nie mogą go na tym etapie dostrzec, bo odebrałoby im to przyjemność z rozegrania scenariusza. Kochani autorzy, jest dokładnie odwrotnie. Gracze uwielbiają zamieszać w fabule, wcześniej odkryć najważniejszego złego i załatwić go zanim osiągnie swoją finalną formę. A już szczególnie tacy gracze, którzy w teorii GNS określają się jako gamiści, a więc tacy, do których jak twierdzicie, kierujecie swój scenariusz.
Niektóre elementy mogły być lepiej rozegrane. Biorąc pod uwagę proponowaną mechanikę wydaje mi się, że może ona przeszkadzać w płynności rozgrywki przy równoległym rozgrywaniu finałowych scen walki o hangar i szturmu dziesiątek obcych na centrum sterowania. Innym przykładem jest niewykorzystanie kapsuł ratunkowych, które są na mapce, ale słowa nie ma o nich w scenariuszu. A przecież ciekawy byłby epilog w stylu – kilku z ludzi się uratowało, trochę sprzętu też, ale teraz na tej planecie-raju rozbili się też obcy. Ups.
Patrząc na to, co tu otrzymaliśmy (a więc wariację na temat Aliens), ja poszedłbym w bardzo nierealistyczną konwencję. Postacie i tak budzą wiele pytań (dlaczego do kontynuowania istnienia ludzkości wybrano narkomanów, socjopatów i wariatów?), a skoro i ilustracje są utrzymane w lekkim tonie, to trzeba było w to pójść, scenariusz uczynić bardzo umownym i pozwolić graczom odczyniać akcje nie z tej ziemi.
Podsumowując – autorzy tego tekstu mieli dobre chęci, ale scenariusz wyszedł co najwyżej przeciętny. Na początek okej i da się rozegrać, ale na Quentina to za mało.
Michał Sołtysiak
Jakby ktoś miał nakręcić Obcego 17, to tak sobie wyobrażam jego fabułę. Mamy statek pełen zamrożonych ludzi, pełno Obcych, od razu z Olbrzymią Królową, do tego coś obrzydliwszego niż Facehugerzy(czyli kolejne stadium obcych – kłębiące się larwy) i drużynę z pogłębioną psychologią (depresje, socjopatie, chrakteropatie itd.). Wszystko oczywiście od razu na rynek DVD więc złożone z elementów swojskich i prostych. Czy wspomniałem, że statek leci na rympał w planetę – cel, bo tak jest dramatyczniej? Za chwilę będzie wielkie bum, ale przez 120 minut z przerwą na siku, będzie się zbliżał do niego i w ostatnim momencie… No właśnie, Obcy 17 DVD lub film na SciFi Chanel.
Może wyjść z tego emocjonująca fabuła, ale nie Quentin, bo nie ma tu nic nowego, nic co byłoby wyjściem poza schemat. Po prostu kolejny sequel znanej serii, gdzie bazowanie na nastroju zostało zastąpione bazowaniem na multiplikacji przeciwników i zasadzie „więcej, mocniej, obrzydliwiej!”. Kolejna sobotnia przygoda jakich wiele. Ja bym nie chciał grać, nie przy tych sugerowanych postaciach, albo ewidentnych błędach scenograficznych, bo np. ewidentnie zbrojownia koło mostka wychodzi taniej w dekoracjach. Na filmie byłoby to jednak pokazane odrębnie, choć uważny widz by zauważył jak szybko przechodzi się z jednej lokacji do drugiej. W scenariuszu mamy mapę i widać jak na dłoni tą słabość.
Dominika Stępień
“Andromeda” to scenariusz, który robił na mnie dobre wrażenie – do momentu, aż zaczęłam się zastanawiać, co właściwie robią w nim postaci graczy.
Zacznijmy od pozytywnych aspektów pracy – “Andromeda” to jeden z lepiej przygotowanych scenariuszy, jakie zostały zgłoszone do tegorocznej edycji Quentina. Napisany w miarę poprawną polszczyzną, ładnie złożony, zawierający pomoce dla Mistrza Gry oraz drużyny w postaci map i kart postaci, a nawet (niekoniecznie potrzebne) streszczenie mechaniki.
Niestety, zalety “Andromedy” właściwie kończą się na tej technicznej stronie i wcale nie chodzi o to, że “Obcy” wraz z całą plejadą swoich popkulturowych kumpli nigdy nie należał do grona moich dobrych ziomków. Podstawowym problemem “Andromedy” nie jest bowiem niespecjalnie lubiana przeze mnie fabularna konwencja, ale… kompletny brak fabuły. Skąd na statku wzięli się kosmici? Dlaczego Ziemia umiera? Kto wybrał na osadników bandę socjopatów uzależnionych od Prozacu? Wreszcie, dlaczego, u diabła, bohaterowie graczy mogą na Andromedzie właściwie tylko zginąć?
Zdecydowanie nie chciałabym rozgrywać ani prowadzić przygody, która oferuje graczom jedynie coraz trudniejsze potyczki z obcymi. Wszystkie inne wątki w zasadzie giną w tym bitewnym chaosie, co więcej, bohaterowie w zasadzie nie mają szansy wyjść z nich obronną ręką – kosmici są silni, tymczasem w czteroosobowej drużynie doświadczenie militarne ma tylko jedna postać, która na dodatek niespecjalnie je wykorzystuje. Po lekturze przygody odnoszę wrażenie, że na swoje pięć minut zasłużył sobie jedynie informatyk, który z równym powodzeniem mógłby rozegrać przygodę samodzielnie, jedynie wydając rozkazy obudzonym żołnierzom. To natomiast, że logika nakazuje, aby zostały one zignorowane to już zupełnie inna sprawa. Pozostali bohaterowie mają wprawdzie swoje charakterystyczne umiejętności i tła fabularne, jednak w moim odczuciu zostali potraktowani po prostu po macoszemu. Na pewno nie ma wśród nich takiego, którym sama chciałabym grać w przedstawionych w przygodzie scenach.
Drużynę – samą w sobie zresztą nawet ciekawą – wypadałoby po prostu zastąpić oddziałem kosmicznych marines i postawić otwarcie na czysto militarystyczny klimat. Bez tego “Andromeda” zmienia się w pozbawioną logiki, funu, za to pełną klisz kalkę “Obcego”.
Mateusz Wielgosz
Scenariusz robi dobre pierwsze wrażenie, ale potem robi się gorzej. To jeden z tych lepiej przygotowanych i spisanych tekstów – wszystko potrzebne do gry jest pod ręką, nawet detale mechaniki. Mapki, bohaterowie itd, wszystko na miejscu. A jednak zabrakło pewnych rzeczy. Scenariusz jest bardzo liniowy, a szkoda, bo przy tak prostej koncepcji, bohaterowie powinni dostać narzędzia tak by sami mogli wykombinować jak poradzić sobie z dramatycznie trudną sytuacją.
Choć wiem, że jako gracz, pewnie nie byłbym zbyt ciekawy tego, skąd na pokładzie wzięły się ksenomorfy, to jednak w scenariuszu wadzi mi zignorowanie takich rzeczy. Bardziej jednak boli mnie, że bohaterowie, którzy wyglądają na nieźle przygotowanych, ostatecznie poza swoimi traumami nie mają zbyt wiele materiału „pod siebie” w przygodzie. Brak jakiejś siatki ciekawych relacji, które można by rozegrać w czasie sesji.
Jeśli przymknę oko na moją sympatię do Aliena i SF ogólnie, to może się okazać, że „Andromeda” jest odpowiednikiem „Przez bramy Morra” – ot kolejnym prostym, solidnie przygotowanym scenariuszem bez niespodzianek. Szkoda bo zmarnowano tu spory potencjał.
Michał Mochocki
O scenariuszach do Aliena trudno mi się rozpisywać. Walczymy w kosmosie z alienami: na tym to polega. Na plus zasługuje wątek przywrócenia kontroli nad statkiem dążącym ku katastrofie oraz możliwość koordynacji działań innych grup przez komunikację z mostka dowodzenia. Dzięki temu mamy w przygodzie coś więcej niż taktykę pola bitwy. Ale zastanawiam się, czy tak skonfigurowana drużyna bohaterów rzeczywiście ma szanse wyjść z życiem z parokrotnych konfrontacji. Bohaterów jest ledwie czworo, tylko jedno z nich jest żołnierzem, a podobno alien potrafi wykończyć człowieka jednym ciosem… Do tego ciągle trzeba pamiętać, że chybione wystrzały mogą przebić powłokę statku. Coś mi się zdaje, że albo BG szybko zginą, albo alieny okażą się nader łatwo zabijalne i klimat zagrożenia diabli wezmą.
I w ogóle realizm militarny dość mocno tutaj leży. Zbrojownia jest w jednym miejscu z prywatnymi szafkami pasażerów, więc każdy kto chce ma dostęp do sprzętu wojskowego. W różnych miejscach statku można znaleźć karabiny, miotacze ognia i granaty. Autor powiada, że BG widząc na skanerze tysiące (!) obcych biegnących ku pasażerom mogą opuścić bezpieczny kokpit i rzucić się ze zbrojną pomocą – w tym informatyk, lekarz i pilot. A bohaterka będąca żołnierzem nie ma żadnych procedur działania na wypadek ataku, nie podano komu podlega, do jakiego oddziału należy. A przecież część pasażerów stanowią właśnie żołnierze, którzy po wyjściu z hibernacji organizują się i walczą. Nasza bohaterka powinna zameldować się swemu dowódcy i poprosić o rozkazy. A tymczasem to nasi bohaterowie z kokpitu będą wydawać polecenia oddziałowi walczącemu w hangarze… Ogólnie rzecz biorąc, zastąpienie standardowej drużyny marines przez 1 żołnierza + cywili jest ciekawą ideą, ale temu scenariuszowi nie wyszło to raczej na dobre.
Michał Smoleń
Walka z Obcymi na wielkim statku kosmicznym — czemu nie? Andromeda nie jest jednak szczególnie udaną realizacją tego gatunku. Zastanawiam się nad wyborem mechaniki: być może lepszy od prostego Fudge byłby system bardziej taktyczny, wykorzystujący np. położenie bohaterów (i oddający dzięki temu ucieczki, wyskakiwanie z ciemnych kątów, trzymanie się razem w sytuacji zagrożenia) — choć on z kolei nie nadawałby się do bardziej batalistycznych scen z końcówki. Problemem jest także dobór bohaterów: wydaje się, że liczba i potencjalna śmiertelność fizycznych walk zdecydowanie premiuje postać żołnierki kosztem pozostałych, co zresztą predestynuje drużynę do przedwczesnej śmierci.
W fabule Andromedy nie znajdziemy zbyt wiele oryginalności: zarówno na etapie ogólnej koncepcji, jak i poszczególnych sekwencji, będących prostą realizacją obowiązkowych elementów konwencji. Niektóre momenty opisane są bardzo skrótowo, w sposób niewystarczający do poprowadzenia z marszu („możesz pozwolić graczom przejść całkowicie swobodnie lub zmusić ich do testów, czy nawet bardziej skomplikowanych testów” — dzięki za dobre rady). Może to zachęcać do przekładania całych wyzwań na pojedyncze testy: „rzuć na przechodzenie przez zainfekowany hangar i jedziemy dalej”. Znajdziemy sugestie dodatkowych okoliczności, jak awarie statku czy wybuch paniki, ale jak konkretnie powinny one działać? Autor nie ma chyba pewności — albo nie potrafi tego przekazać — jak w praktyce rozegrać te gatunkowe klisze, o ile nie sprowadzają się do strzelania z obcymi, a to zarzut dużo poważniejszy niż o znikomą oryginalność.
Niby znajdziemy tu różne szczegóły i opisy, ale ostatecznie po lekturze odnoszę wrażenie, że Andromeda daje mi niewiele więcej niż „taki Obcy 2, ale w statku-matce z całą ludzkością, ok? i tak wiesz, te elementy co powinny być, jaja, królowe, awarie no wiesz, i żeby było groźnie i bezwzględnie, ale nie możesz zabić bohaterów zbyt łatwo, ale to niby w miarę zwykli ludzie, powodzenia!”. Gdybyśmy jeszcze nie mieli wspomnień po Mackach są w Porządku…
Jakub Osiejewski
To nie jest pierwsza adaptacja „Aliena” do RPG, nie pierwsza na Quentina (z lat MiMa pamiętam że w jednej z pierwszych edycji Quentina zdobyła nawet inna adaptacja), ale pomimo mojego pierwszego wrażenia nie jest taka zła. Choć scenariusz nie jest wierną kopią „Alien(s)”, niby pokazuje obcych nieco inaczej, zamiast kolorystów mamy śpiące w hibernacji ostatnie nadzieje ludzkości, ale nadal czerpie ze starych filmów i książek.
Scenariusz to raczej „głupi film akcji”, który ma mnóstwo luk (jak Obcy dostali się na statek?), ale oglądając/grając raczej tych wad się nie zauważy – i można by to poprawić stosując bardziej filmową konwencję filmów akcji. Zamiast grupki, w skład której wchodzi Ripley, wolałbym oddział samych Ripley.
Plusy to dość duże pole do przestrzeni dla postaci, od czasu do czasu np. informatyk może zabłysnąć. Bardzo podoba mi się scena, gdy gracze orientują się, że budząc ludzi na pokładzie przebudzili też obcych – i trochę żal, że nie rozpoczyna się mini-wojna ludzi z Obcymi. Z drugiej strony, wszystko zależy w tym scenariuszu od graczy, to oni wezwą na pomoc żołnierzy i pokonają królową (choć zabójcza mechanika nie ułatwia tego).
Niezłe postaci, dobra ale głupia fabuła, obcy do rozwałki, da się grać. W skali szkolnej – czwórka z minusem.
Paweł Jasiński
Nudny i nieciekawy odgrzewany kotlet – generyczny scenariusz do Obcego. Nie mający w sobie za grosz oryginalności, nie oferujący żadnych ciekawych zwrotów akcji, nie mający realnych szans na wytrzymanie kontaktu z erpegową drużyną. Autor nieudolnie naśladuje lubiane przez siebie dzieło kultury, nie rozumiejąc w ogóle o co chodzi w tym gatunku i chyba nie zdając sobie sprawy, że nie uniknie porównania z oryginałem – które jest dla autora miażdżące. Zdaję sobie sprawę z tego, że mój komentarz jest bardzo ostry, ale odniosłem wrażenie, że autor nawet nie spróbował “zbadać rynku” i przeczytać podobnych przygód, które były zgłaszane do konkursu albo publikowane w ostatnich latach (choćby w Magii i Miecz).
Mateusz Budziakowski
Zapowiadało się naprawdę ciekawie, liczyłem na duże zaskoczenie. Niestety, zaserwowano mocno młodzieńczy scenariusz, „filmowy”, ale raczej w kategorii filmów klasy „B”. Sporo niekonsekwencji dotyczących samej wyprawy (już to widzę, jak na statku kosmicznym ktoś dopuszcza broń zdolną ten statek zniszczyć – tasery, fleszetki, to rozumiem, ale nie broń ciężka), brak jakiejkolwiek konstrukcji poza „chodzimy i strzelamy”. Nie widzę tu historii, którą jako MG mógłbym opowiedzieć ze swoimi graczami. Bo to co jest – opowiedziano już dziesiątki razy. Nie kupuję.
Marek Golonka
Ten scenariusz nawet nie próbuje ukrywać bardzo jednoznacznych inspiracji – stanowi próbę przeniesienia na sesję wrażeń, jakie oferuje seria Obcy, z niewielką domieszką innych historii science fiction. Choć w oczywisty sposób pozbawia to fabułę oryginalności, nie oznacza to jeszcze, że powstały w ten sposób scenariusz musi być zły. Dobre oddanie na sesji wrażeń z dobrego kosmicznego horroru to całkiem interesujące przedsięwzięcie. Autorzy w dodatku przemyśleli, jakie rodzaje scen mogą sprawić, że historia o groźnych kosmitach zaistnieje na sesji w pełnej krasie – proponują prowadzącemu skonfrontowanie graczy zarówno z grozą w opustoszałym statku kosmicznym, jak i z decyzjami dotyczącymi dalszego losu współpasażerów i szansą na zbadanie organizmu tajemniczych obcych.
W tym scenariuszu można się jednak dopatrzeć jednej bardzo poważnej wady polegającej właśnie na tym, że on proponuje – zawiera wiele pomysłów na ciekawe sceny, jakie mogą wydarzyć się na sesji, ale co do ich przeprowadzenia zostawia prowadzącego własnemu losowi. Tekst sugeruje, że w danej chwili czas na grozę albo na strategię, ale daje bardzo ogólne wskazówki odnośnie do tego, jak właściwie zbudować dany nastrój lub jak reagować na różne posunięcia graczy. Rozumiem, że wynikało to z chęci nadania przygodzie otwartej struktury, ale istnieje cienka granica między otwartością a brakiem struktury. Pewną wadą jest także to, że przy całej otwartości scenariusza autorzy każą prowadzącemu ukryć głównego przeciwnika przez oczyma bohaterów, by akcja nie skończyła się zbyt szybko.
Ten tekst ma potencjał na poprowadzenie na jego podstawie niezbyt zaskakującej, ale solidnej sesji z pogranicza science fiction i horroru. Osoba chcąca przeprowadzić taką sesję musiała by jednak sama dopowiedzieć sobie bardzo wiele, gdy chodzi o kolejność zdarzeń oraz mechaniczne rozstrzyganie bardziej złożonych scen.
Aleksandra Mochocka
Cytat dnia: „Z pięknej dziewczynki, stała się wiecznie posiniaczoną, zaniedbaną chłopczycą.”
Nie należę do fanów Obcych, owszem, jako geek mam moralny obowiązek klikać lajki pod każdym wrzucanym na Facebook obrazkiem z tymi pełnymi wdzięku istotami. Nie przepadam także za grą na wygrzew i strzelankami. Nie w tym jednak rzecz, aby członkini Kapituły kierowała się swoimi gustami – gdyby ten scenariusz był lepszy, po prostu wyżej bym go oceniła. Scenariusz uczciwie mówi, czego się spodziewać, ma być rozrywka polegająca na strzelaniu do Obcych, ganianiu po statku kosmicznym i ostatecznie – kolonizacja nowego świata. Brzmi jak plan, nawet dla kogoś, kto jak ja, nie jest za bardzo w tych klimatach. Przytoczony został we wstępie Orson Scott Card i inne tuzy strzelanin i strategii w kosmosie. Wszystko to zapowiada niezłą zabawę, solidne emocje i dużą dawkę akcji. Ok, idę w to.
Niestety, scenariusz jest miejscami zbyt prosty, oparty na kliszach z klisz i kalkach z bardzo mocno już wyeksploatowanych wzorów. Z drugiej strony – ujęły mnie karty postaci i ogólnie oprawa i przygotowanie tekstu, jako kompletnej, gotowej do wykorzystania całości (choć zdarzają się fragmenty na tyle niekonkretne, że nie do poprowadzenia z marszu). Gdyby tylko w tym scenariuszu się coś działo, coś nieoczekiwanego, zaskakującego, gdyby bohaterowie mieli szansę naprawdę do czegoś dążyć, coś odkrywać… Nie jest to scenariusz, którego trzeba by się wstydzić. Gdyby uzupełnić w nim luki fabularne, dać więcej pola manewru i decyzyjności postaciom, uprawdopodobnić ich postawy i działania itd., rozpisać instrukcje dla MG, dodać jakieś zaskakujące, przewrotne motywy byłby z tego solidny, zapewniający niezłą rozrywkę tekst.
Artur Ganszyniec
…