Z RPG-ami zetknąłem się w 1996 i tak już zostało. Przeszedłem długą drogę, występując (nomen omen) w różnych rolach: od gracza/MG przez autora tekstów, redaktora (“Portal”, “Kwarta”, Valkiria Network) i tłumacza (ISA), po współautora II edycji “Dzikich Pól” i animatora dzikopolowej społeczności. Gry wtargnęły też w moją pracę naukową – doktorat z literaturoznawstwa napisałem właśnie o scenariuszach RPG, a od paru lat zajmuję się larpami edukacyjnymi. Na klasyczne sesje “stolikowe” ciągle brak mi czasu, więc od ładnych paru lat jestem RPG-owcem wierzącym, ale niepraktykującym. Nic to, poczekajmy do emerytury!
W Kapitule Quentina grasuję od 2011. Zwracam baczną uwagę na:
Grywalność. Nie zostawiaj zbyt wielu ważnych decyzji w rękach BN-ów. Decyzyjność w ręce graczy! Ale uważaj, by nie zostawiać “wąskich gardeł”, które przejść można tylko wtedy, gdy gracz wpadnie na Jedynie Słuszne Rozwiązanie. Nie wiem, co gorsze.
Wiarygodność postaci, zwłaszcza jeśli chodzi o motywacje, zachowania i relacje społeczne. Nie lubię BN-ów, którzy składają się tylko ze statystyk, zasobów i etykietki wróg/sojusznik/informator. Co nie znaczy, że chciałbym czytać obszerne biografie. Zyskasz moje uznanie, gdy tak zaprojektujesz udział BN-ów w intrydze, że w ich działaniach i postawach będzie widać ślady więzi społecznych i codziennego życia. Tego rodzaju szczegóły wzbogacają nie tylko sylwetkę BN-a, ale i rzucają więcej światła na fabułę i setting.
Realizm lub konwencje gatunku. Prawdopodobieństwo psychologiczne postaci to jedno. Oprócz tego, pragnę “realizmu” w sensie elementarnej logiki przyczynowo-skutkowej, czy to w intrydze czy w działaniu instytucji. (Chyba, że mam do czynienia z konwencją typu superheroes, która kieruje się swoimi prawami. Wtedy poddaję się regułom gatunku.) Myślę tu o takich plagach, jak brak reakcji sił porządkowych na wybryki graczy. Bezsensowne rozmieszczanie przedmiotów, które trzeba odnaleźć. Zbójcy czyhający przy drogach, którymi dawno nikt nie jeździł. Systemy strażnicze złożone z dziesiątków pułapek, zawsze w pełni sprawnych i naładowanych, których łączny koszt pewnie przekracza wartość strzeżonego skarbu. Po prostu: drażnią mnie bzdury.
Wkład pracy. Im więcej, tym lepiej? Ilość (z przeproszeniem, długość) = jakość? “To skomplikowane”, jak mawia Facebook. Może się trafić scenariusz genialny, a spisany na mniej niż 10 stronach. Jeśli olśniewa jakością pomysłu i projektu, będę na niego głosował. Ale gdy mam wybrać między tekstami, które koncepcyjnie są podobnej jakości, wówczas biorę pod uwagę wkład pracy autora. Niekoniecznie liczbę znaków; także ilustracje, handouty, mapy, infografiki/wykresy pomagające ogarnąć zawiłości intrygi, albo autorskie rozszerzenia zasad gry. Wysiłek włożony w (d)opracowanie produktu zaliczam na plus. Nie jest to kryterium najważniejsze, ale bywa decydujące.
Kompletność. Autor ma dostarczyć kompletny scenariusz, bez niedoróbek Do-It-Yourself, maskowanych troską o wolność twórczą MG, w stylu “Nie opiszę tego-i-owego, bo nie chcę narzucać MG mojej wizji.” Zbytek łaski. MG zawsze da radę wejść z własnym rozwiązaniem, nie potrzebuje dziur w płocie. Wszystkie ważne postacie, wątki i lokacje powinny być opracowane na tyle dokładnie, by dało się w to zagrać bez czasochłonnych uzupełnień.