Dar Czarnoksiężnika

Scenariusz Konkursowy:

Dar Czarnoksiężnika Wiktor „WekT” Gruszczyński

 

Typ: szkielet scenariusza jednostrzałowego
Ilość Graczy: 3+MG
Konwencja: dark fantasy klasy B
Setting: możliwość adaptacji do dowolnego settingu z mroczną magią lub ciemną stroną mocy.
Postacie Graczy: gotowe/wskazówki tworzenia własnych bohaterów
Mechanika: dowolna/uproszczone k100/wskazówki mechaniczne

Opis (za wstępem do scenariusza):

„W życiu każdego mistrza gry przychodzi moment, w którym gracze chcą zagrać tymi złymi. To jest scenariusz na taką okazję. W poniższej przygodzie drużyna składa się z łotrów poszukujących grobowca legendarnego czarnoksiężnika, gdzie według legendy można zdobyć jego moc.”

Spoiler

Komentarze Kapituły:

 

Aleksandra Mochocka

Czasami bywa tak, że dany tekst nie jest jednoznacznie zły, nie można wskazać na obecne w nim błędy. Łatwo skrytykować scenariusz, w którym jest masa literówek, bohaterowie niezależni są z papieru toaletowego, bo nawet już nie z kartonu, fabuła się nie klei, bo w jakimś punkcie zwrotnym pojawiło się coś skrajnie nielogicznego itd.. O wiele trudniej wskazać, dlaczego jakiś scenariusz jest gorszy od innych zgłoszonych na konkurs, chociaż nie ma w nim literówek, słabych BN-ów, czy błędów fabularnych – tak jak „Dar Czarnoksiężnika”.

„Dar Czarnoksiężnika” obiecuje dwie rzeczy: wszechstronność (można go zaadaptować do wielu settingów) oraz przerysowanie, może nawet kicz („dark fantasy klasy B”). Co do wszechstronności – mam mieszane uczucia, czy założenie wyjściowe zostało zrealizowane; przydałoby się więcej podpowiedzi, jak dany problem powinien wyglądać w settingach odmiennych od przyjętego. Scenariusze oceniam jako pewien gotowy produkt do wykorzystania przez osobę, która prowadzi sesję – tu moim zdaniem lepiej byłoby ograniczyć się do realiów fantasy, niż sugerować, że prawie dowolnie i bez wysiłku można przenosić fabułę do innych światów. Owszem, można, zwłaszcza że scenariusz jest nadpisany na dobrze znaną, a więc niezaskakującą opowieść o liniowym przebiegu, ale pytanie, ile trzeba w to włożyć pracy.

Obietnica, że scenariusz da dopasować do w zasadzie dowolnego settingu rozczarowuje, za wiele w nim specyficznych dla fantasy smaczków oraz rozwiązań, odnoszących się do bardzo konkretnych wyborów.
Sporo w scenariuszu zostawiono do dokończenia, rozpisania przez osobę prowadzącą sesję, bądź do uzupełnienia przez graczy. Odniosłam wrażenie, że zostawiono do dokończenia zbyt dużo (przykładem może być „Rytuał kompasu” – dowolność w kreowaniu scen powoduje całkowity brak kontroli nad fabułą). Scenariusz wprawdzie uczciwie deklaruje się jako „szkielet fabularny”, uzupełnianie brakujących elementów nie powinno więc dziwić. Nie dziwi, ale jednak nieco irytuje. Bo jak na „szkielet fabularny” wart tego, aby jeszcze sporo przy nim kombinować, to cała historia jest bardzo prosta. To trochę tak, jakby powiedzieć: hej, macie trafić do miejsca A i przeprowadzić rytuał B, to tyle (mocna przerysowując, oczywiście).

Podsumowując: nie jest to zły scenariusz. Jest to dobry scenariusz, w którym trudno wskazać jakieś ewidentne błędy. Ale nawet przy założeniu, że jest to luźno sprecyzowany szkielet, który gracze muszą dopiero uzbroić w treść, sporo mu jeszcze do ideału brakuje.

Michał Mochocki

Ten scenariusz znakomicie by się sprawdził na srebrnym ekranie, jako mroczna, depresyjna opowieść z czarnoksiężnikiem w roli głównej, wspieranym przez dwóch wyrazistych henchmanów. Czy równie dobrze pasuje do sesji RPG? Mam wątpliwości. Nierówny status bohaterów, gdzie tylko jeden jest w centrum uwagi, to nie najlepsze rozwiązanie dla fantasy RPG. Tutaj każdy chciałby czuć się pełnoprawnym bohaterem. Po drugie, fabuła jest zbyt liniowa, nie pozostawiając wiele miejsca dla decyzji graczy. Od początku wiadomo, że mają odnaleźć grób czarnoksiężnika by zdobyć wielką moc, a w tym celu muszą odnaleźć miejsce i zebrać składniki. Typowy, do bólu wyeksploatowany quest. Z kolei tam, gdzie gracze dostają nagle prawo zdefiniowania potrzebnych składników i miejsca ich pozyskania – czyli samodzielnego wskazania celów dla miniquestów – tej swobody mieć nie powinni. Zbyt wielkie ryzyko, że wybiorą coś łatwo dostępnego. Nie wyślą się na koniec świata, tylko na najbliższy cmentarz albo do baby zielarki.

Typowy quest jest jednak odświeżony postawieniem bohaterów po stronie zła i wyposażeniem ich w skomplikowaną przeszłość. Granie na dawnych traumach i frustracjach otwiera sporą emocjonalną przestrzeń do zagospodarowania przez MG wspólnie z graczami. Druga część scenariusza, gdy BG przybywają do miasteczka, jest jeszcze ciekawsza. Takie banalne rzeczy, jak wjazd przez bramę, znalezienie noclegu i poruszanie się po ulicach nagle stają się wyzwaniem, gdy drużynę otacza złowroga aura czarnej magii. Postacie BN-ów są mocno schematyczne – ale są to „mocne” schematy, niosące ładunek emocjonalny, sprzyjające dynamicznym, intensywnym scenom. Szkoda, że miasteczko opisane jest bardzo skrótowo, BN-ów jest raptem trójka, a możliwe interakcje BG z władającym tu Możnym są wspomniane ledwie w paru słowach. Dużym plusem jest scena finałowa, w której BG zapewne rzucą się sobie do gardeł, a zwycięzca będzie tylko jeden. Świetnym rozwiązaniem jest także depczący BG po piętach nemezis – Sokolnik. Byłby z tego wspaniały film, a dobry MG na pewno zrobi z tego wspaniałe sceny na sesji. Jednak uwiera mnie z góry narzucony skrypt fabuły, który gracze muszą realizować scena po scenie. Mroczno-magiczny kompas, który kościstym palcem wskazuje bohaterom kierunek marszu, jest tego fizyczną manifestacją.

Adrian Skowroń

Scenariusz oferuje dość ogólnikową i umowną mechanikę, przede wszystkim zachęcając MG do podstawienia pod nią dowolnej innej, która mu odpowiada. Nie jest to gotowy produkt – wymaga poświęcenia niemałej ilości czasu, aby nadać mu formę odpowiednią do poprowadzenia na jego podstawie przygody (czego Autor nie ukrywa, nazywając go „szkieletem”). Nie jestem jednak przekonany, czy oferuje w zamian wystarczająco dużo, aby ten dodatkowy nakład pracy usprawiedliwić.

Postaci Graczy musi być trójka, muszą wpisywać się w archetypy maga, złodzieja i wojownika, a do tego wszystkie muszą być raczej nieprzyjemnymi typami. Mają dość tradycyjną misję splądrowania krypty czarnoksiężnika.

Postać maga już na początku dostaje zadanie wymyślenia dwóch składników niezbędnych do ruszenia akcji dalej, a pozostała dwójka – natchniona mocą deus ex machina – od razu wie (i musi wymyślić), gdzie ich szukać. Wszystko to działa na założeniu, że Gracze nie będą mieli bardzo pokręconych pomysłów, a MG na poczekaniu zaadaptuje je na potrzeby scenariusza i użytej mechaniki. Bardzo ryzykowny pomysł.

Pod względem logicznym, średnio wygląda sytuacja z wejściem do finalnego grobowca, zapieczętowanym kamieniem, na którym wykonywane są lokalne egzekucje. Aby kamień ów usunąć, należy go po prostu nakarmić „krwią niewinnego”, co każe z kolei zakładać, że przez lata – być może setki lat! – jakimś cudem udawało się w miasteczku wykonywać wyroki jedynie na prawdziwych niegodziwcach, a lokalny system sądowniczy jest perfekcyjny.

Najczęściej pojawiającym się w tekście słowem jest „może”. Dużo w nim niedomówień, wiele elementów jest ledwie zarysowanych. Składa się głównie z pełnych klimatu, lecz unikających konkretów opisów. Nie ma tu nagłych zwrotów akcji, wielkich intryg czy zaskakujących motywacji. Na końcu pojawia się fajerwerk pod postacią fizycznego kielicha licza; według treści scenariusza – potrzebny na sesji, według mnie – nie bardzo. Ogólnie – jest to raczej pomysł na przygodę, który przydałoby się solidnie rozwinąć. Wiele traci, jeśli zastosować wobec niego standardy przewidziane dla pełnego dzieła. Z przyjemnością zobaczyłbym ten szkielet po przyobleczeniu go przez Autora w ciało. Prezentowanie go w stanie surowym to marnowanie jego niewątpliwego potencjału.

Tomasz Pudło

Właściwie jest to szkic scenariusza, ale za to jaki fajny. Można sobie w nim zagrać złymi i to takim jak się zamarzy, bo wiele scen zależy od inwencji graczy. Fajne były patenty z sokołem zwiastującym nadejście nemezis postaci i ten z walką o kielich.

Gdym miał się do czegoś przyczepić, to finałowe miasteczko mogłoby być ciekawsze. Skoro to tak naprawdę jedyna lokacja, jaką dostarcza scenariusz (reszta jest pretekstowa), to mogłaby być naszkicowana mocniej, powinna dawać więcej punktów zaczepienia (jakieś dziwaczne zwyczaje? upiorni strażnicy złego czarnoksiężnika?).

Materiał jest dość krótki, by zmieścił się w jedną sesję i to jest dla mnie jego mega zaleta. Powiedziałbym – idealna podstawa do poprowadzenia w jakimś erpegowym konkursie lub zaimprowizowania sesji na konwencie. Dla mnie na plus.

Airis Kamińska

Moim zdaniem fajnym patentem jest pozwalanie graczom na dopowiadanie elementów świata – i to dopowiadanie ważnych rzeczy (składników rytuału, miejsc, w których się znajdują itp.). Scenariusz nigdzie o tym nie wspomina, ale ewidentnie zakłada graczy dla których opowiedzenie dobrej historii jest ważniejsze niż „wygranie” sesji. Przy odwrotnym podejściu całość może wysypać się na każdym kroku – od wymyślenia rytuału do którego potrzebne są tak trudno dostępne składniki jak kamyk z buta i woda z kałuży aż po wbicie metaforycznego sztyletu w plecy współgraczy już na wstępnym etapie przygody. Także wydaje się, że scenariusz skierowany jest do dość wąskiego grona odbiorców, czego jednak nie uważam za jego wadę.

Wady są inne, przede wszystkim mało interesująca fabuła. Kilka scenek, ale bez specjalnego polotu, niewielu NPCów, bardzo standardowe miasteczko. Mistrz Gry duużo musiałby od siebie dodać, żeby zrobić z tego barwny, żyjący świat.

Podoba mi się, że autor zachęca do stworzenia własnych bohaterów, ale gdyby gracze nie byli chętni lub nie mieli na to czasu proponuje gotowe postacie. Szkoda, że są oni niczym ze sobą nie połączeni, poza trochę abstrakcyjnym questem. Moim zdaniem ten scenariusz, zwłaszcza jego końcowa scena i kielich, lepiej zadziałałaby, gdyby bohaterowie byli ze sobą mocno związani. No chyba, że założymy, że czarne charaktery z zasady nie mogą mieć przyjaciół…

No właśnie – kielich. To brzmi trochę jak scena na PMMa, a nie na „normalną” sesję 😉 Już widzę te foszki (eeej, ale nie było powiedziane, że trzeba go fizycznie złapać, skąd miałem wiedzieć,to jest oszustwo, po prostu nie miałeś pomysłu jak to rozwiązać, ale przecież ja deklarowałem, że…).

Jakub Osiejewski

Sympatyczne ćwiczenie fabularne, które może albo całkiem rozłożyć sesję, albo zapewnić graczom kilka godzin zabawy. Nie każdy lubi zabawy pod hasłem „sam sobie wymyśl” – co gorsza, powinny być one dopasowane do świata. Pierwszy rozdział może zupełnie nie porwać graczy, jeszcze nie „czujących złego klimatu” – zbieramy wymyślone składniki do wymyślonego rytuału. Zamiast napędzającego grę konfliktu na zmianę opisujemy naprędce zaimprowizowane lokacje. Tu – i nie tylko tutaj – gra się może rozłożyć. Co więcej, sam rytuał i dziwna zasada abstrakcyjnych jednostek niewiele wnosi – co z tego, że inkwizytor przybędzie po dziesiątym żetonie, skoro rytuał może być i modłami do demona i ożwyianiem gadającej czaszki?

(Swoją drogą w tej przygodzie to mag ma najwięcej do roboty, pozostali są tylko po to by go wspierać i przez pustkowia do miasteczka nosić kociołek z wyciągającą się z niego wielką łapą Zła. Może lepiej byłoby zrobić drużynę samych złych czarnoksiężników?)

Druga część szkicu scenariusza także nie jest najlepsza – ot, mamy miasteczko, mamy ofiarę, tutaj również należy chronić maga poddającemu się skutkom praktykowania złej magii. To akurat jest siłą scenariusza, który może być podstawą dla mrocznej opowieści o pokusie i poświęceniu niewinnych postaci niezależnych… ale bardzo prawdopodobne jest że po prostu nie wypali. Jeśli chodzi o mechanikę, może dobrym sposobem byłoby zastosowanie Fate i tworzenie i przezwyciężanie aspektów… albo przerobienie przygody na playset do Fiasco?

Myślę, że przygoda poprowadzona na podstawie „Daru” byłaby całkiem ciekawa, ale nie każdy MG i nie każda drużyna graczy chciałaby bawić się w taką przygodę, i nie chodzi tu tylko o granie złą postacią, ale także od nietypowe rozłożenie improwizacji – na początku gracze współtworzą świat, ale im dalej, tym mają mniej możliwości kształtowania (choć może to zamierzony zabieg). To ciekawy pomysł, jednak zdecydowanie nie dla wszystkich.

Michał Smoleń

Potencjalnie ciekawa przygoda o trójce łotrów, sprzymierzonych podczas starań o zdobycie mocy starożytnego czarnoksiężnika. Rozpisana na całkiem wyraziste, klimatyczne sekwencje i klarownie spisana, nadawałaby się do poprowadzenia bez dłuższych przygotowań (gdyby nie brak mechaniki).

Materiał ma jednak poważne wady, takie jak mało interesujący bohaterowie, zbyt ubogie i zdecydowanie zbyt nieliczne akty, niewystarczające do odpowiedniego nakreślenia historii. Spokojnie można sobie wyobrazić zamknięcie całości w ciągu godziny czy półtorej (chyba, że przedłużą się wątki wymyślone już przez samych graczy). W przygodzie po prostu za mało się dzieje, materiał jest zbyt ubogi, by liczyć na wyróżnienie.

Paweł Bogdaszewski

Scenariusz sprawia wrażenie szkicu, co autor potwierdza w wstępie. Mimo to czyta się go szybko i nie można wymagać od niego czegoś czym nie jest. Widać w nim doświadczenie i brak nadęcia autora.

Przygoda faktycznie okazuje się być dobra. Wartka akcja, przemyślane cięcia, sprawdzone motywy. Umiejętnie stworzony główny wróg. Inspirujące wyzwania.

Niemniej znakomity szkic w mojej osobistej skali zawsze będzie oceniony niżej od dobrego rzemiosła, stąd również tak krótka notka. Tak, jest to znakomita inspiracja i zabawny jednostrzał na jeden nieplanowany RPGowy wieczór. Najpewniej kiedyś go w takiej roli poprowadzę, jednak wygrana w Q. wymaga moim zdaniem czegoś więcej.

Zalety

  • Lekkość motywów i formy
  • Inspirujące wyzwania takie jak wymyślenie i odnalezienie składników rytuału.
  • Sokolnik i jego sokół jako zwiastun nadchodzącego wroga.

Wątpliwości

  • Czy to na pewno pełnoprawny scenariusz?

Wady

  • Szkic

 

Michał Sołtysiak

Fajna przygoda, choć bardzo krótka i moim zdaniem atrakcyjna tylko dla jednego gracza, który przewodzi w grupie. Reszta sobie pogra i ma się dopasować. Są pomocnikami Głównego Gracza i tyle.

Fabuła jest prosta: Mamy grupę złych, którzy tradycyjnie pragną wielkiej mocy i oczywiście mogą ją znaleźć w grobie przedwiecznego Czarnoksiężnika. Wszystko w sosie fantasy, ale od drugiej strony, bo gramy złymi, naznaczonymi mroczną magią, którzy już dawno zatracili ludzie skrupuły. Gramy więc wielkim ZŁYM i jego przybocznymi, bo to chyba oddaje najlepiej pomysł na drużynę. ZŁY ma przeprowadzić Wielki Rytuał w grobowcu i mają uzyskać Wielką Moc, oczywiście jak to zwykle bywa niezbyt jasno określoną, ale na pewno złowrogą jak Nieśmiertelność etc.

Styl spisania scenariusza jest całkiem niezły, bo autor bardzo zręcznie oddał jak być złym, jak to wpływa na otoczenia i jak trudno jest funkcjonować nie będąc pozytywnym bohaterem. Ludzie nie lubią postaci, a po piętach depcze im nemezis z bardzo fajnie oddanym motywem tresowanego sokoła zwiastującego nadejście Ręki Sprawiedliwości (czyli łowcy czarownic. A jak!). Do tego traumy dawnych zbrodnii i skrzętnie ukrywane ślady człowieczeństwa męczące naszych „czarnych charakterów”. Aż się chce prowadzić.

Tylko, że właśnie jest jedna główna postać – czarownik, który przewodzi, a pozostali dwa gracze mają rolę jedynie pomagierów. To czarownik przeprowadzi wszelkie rytuały i tak naprawdę on ma najwięcej zabawy.

Nie zmienia to, że ten krótki scenariusz jest naprawdę niezły i idealny na jednostrzałówkę. Ma kilka wad, ale dobry MG sobie poradzi z nimi. Polecam. Mój faworyt.

Co poprawić (subiektywne zdanie):

  • Dodać więcej scen, choć jedną większą z Nemezis, bo inaczej sesja się skończy po dwóch godzinach.
  • Docelowe miasto też warto by dopracować. Np. moc grobowca Czarnoksiężnika nich odciska się na umysłach ludzi i ich deprawuje w podobnym sensie jak postacie graczy. Nie mutanci na każdy kroku, ale brzydota, choroby i gniew, przeradzający się w okrucieństwo dla siebie nawzajem.
  • Motywacje pomagierów, co oni mają do roboty? Tak, żeby stali się pełnoprawnymi postaciami. Np. niech rytuał wymaga wszystkich trzech. Skoro są spaczeni mroczną magią, to niech wszyscy mają wymagane w rytuale charakterystyki: np. odporność na ogień, wzrok pozwalający coś zobaczyć etc.

 

Marysia Piątkowska

Film klasy B. A Autor przyznaje się do tego założenia z pełną
świadomością. I super, bo takich przygód bez napinki też potrzeba. „Dar Czarnoksiężnika” to bardziej szkic niż pełnoprawny scenariusz – przede wszystkim dlatego, że „puste miejsca” mają wypełnić Gracze
swoimi pomysłami. To na nich bowiem spoczywa odpowiedzialność za większość elementów
przygody, w tym również tych kluczowych dla fabuły, np. składniki kompasu czy przebieg rytuału. Sami również kreują swoich Bohaterów, co zdecydowanie może fajnie wpłynąć na imersję i zbudować ciekawe
relacje między postaciami.

Ja lubię taką swobodę, ale chyba to za mało jak na solidnie przygotowany konkursowy scenariusz. Konstrukcja scenariusza oraz zamysł misji są proste niczym budowa cepa. Ot quest po insygnia władzy. Warto jednak zaznaczyć, że w tej przygodzie to Bohaterowie są tymi „złymi”, co osobiście uznaję za fajny plot twist i odejście od utartego schematu. Autor również sugeruje, aby zadbać o stosowny rekwizyt, kiedy nadejdzie scena zdobycia upragnionego kielicha – ciekawy gadżet, który może dodać pewnego kolorytu? Osobiście odeszłam już od tego typu tricków, ale Gracze zawsze miło wspominają starania ze strony MG.

Bohaterowie Graczy nie są do końca zbalansowani, mam wrażenie, że Mag pełni tutaj rolę niepisanego lidera i to dzięki niemu akcja się w ogóle toczy (począwszy od sceny wizji). Podoba mi się jednak założenie, że „zło” jest „złem” i BG nie żywią w stosunku do siebie żadnych sentymentów – ot są razem, bo tylko tak wypełnią zadanie, a kiedy dochodzi do finału to walczą przeciwko sobie, bo tylko jeden może być „arcyzły”. Szanuję pomysł.

Tak samo doceniam postać Sokolnika, czyli domniemanego antagonisty, który w zasadzie jest tym „dobrym”, ponieważ tropi drużynę degeneratów parających się czarną magią. Ciekawy wątek wynikający ze „złej” drużyny BG. Ja bym go odrobinę rozwinęła, dodając np. więcej scen lub powiązań z niniejszym Sokolnikiem.

Autor przewidział kilka możliwości epilogu, w tym możliwość zdobycia mocy zarówno przez Żelaznorękiego, jak i Sokolnika. A może któryś z nich miał tu swój ukryty cel? Odrobinę wzbogaciłabym opisy ważniejszych NPCtów, aby mocniej osadzone były w fabule. Tak samo – postacie BG (może z wyjątkiem Maga) wymagają moim zdaniem dopieszczenia i rozbudowania.

Podsumowując – chętnie bym poprowadziła, ale jako jednosesyjny przerywnik pomiędzy ambitniejszymi przygodami. Niemniej, ten szkic pozostawia na tyle dużo swobody, że każdy MG może zmodyfikować niektóre wydarzenia czy bohaterów wedle własnych potrzeb.

Marek Golonka

Minimalistyczny tekst o strukturze tak ścisłej, że wydaje mi się raczej grą narracyjną, niż po prostu scenariuszem. Skupia się na najważniejszych scenach, wyraźnie zaznacza, kiedy prosić graczy o ważne deklaracje dotyczące ich postaci, ma bardzo wyraźny motyw przewodni. Przy okazji demaskuje jeden z poważniejszych problemów, gdy chodzi o ocenianie prac wysłanych na Quentina.

Z jednej strony rozwiązania zaproponowane w Darze Czarnoksiężnika są ciekawe i dobrze pomyślane, dobór scen i pytań do graczy jest całkiem sensowny i pozwoli skonstruować prostą, ale spójną i wciągającą historię. Z drugiej – tworząc taki scenariusz autor z założenia usuwa się w tył, nie proponuje gotowych rozwiązań, oferuje nie tyle fabułę, co narzędzia do jej stworzenia. Trudno więc oceniać tu to, na co zwykle zwraca się uwagę w scenariuszach: zwroty akcji, opisanie różnych możliwości, ciekawie zarysowany świat i postaci… ale zarazem warto docenić odwagę odrzucenia tych klasycznych elementów na korzyść przepisu na stworzenie dobrej historii na sesji, w ścisłej współpracy z graczami.

Dominika Stępień

Drugi scenariusz w tej edycji konkursu, który poprowadziłabym z przyjemnością. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że ktoś inny mógłby uznać, że nie po to decyduje się prowadzić gotową przygodę, aby musieć cokolwiek dopowiadać (a w “Darze…” dopowiedzieć trzeba sporo) i mógłby skreślić ją już na wstępie. Dla mnie to jednak nie wada, a zaleta. Scenariusz, oczywiście, nie ustrzegł się od wad, ale swoboda, z jaką podchodzi o do udzielanych czytelnikowi informacji nie jest jedną z nich.

Przygoda przeznaczona jest dla złych bohaterów – każdy dąży do realizacji swoich celów, lojalność istnieje tak długo, jak długo poszczególni członkowie drużyny wzajemnie się potrzebują. W tym kontekście aż prosi się, aby po pierwsze położyć w gotowej drużynie większy nacisk na interakcje między postaciami i w ich tło wpisać nie tylko to, dlaczego poszukują tytułowego daru, ale również relacje oraz związki z pozostałymi BG. Druga sprawa to to, że osoba odgrywająca jedynego w drużynie czarodzieja łatwo może dojść do wniosku, że nie potrzebuje pozostałych towarzyszy i wybić ich wszystkich przy pierwszej nadarzającej się ku temu okazji. To dla mnie podstawowa wada przygody, bo wiele jej fajności kryje się w finale, w którym wygrywa tylko jeden gracz – aby finał mógł mieć miejsce, gracze muszą dotrwać do tego etapu.

W tym kontekście nieco niebezpieczne staje się oddanie w ręce w graczy kształtu pierwszego aktu, który koncentruje się na poszukiwaniach elementów kompasu. Bardzo lubię, kiedy gracze uczestniczą w tworzeniu świata i mają duży wpływ na kształtowanie rzeczywistości przygody – takie zwiększenie ich kompetencji to dla mnie dodatkowy smaczek i zaleta. Dobrze byłoby, nie rezygnując z tej twórczej swobody, jasno dać do zrozumienia graczom poprzez jakąś konstrukcję fabularną lub inne zaprojektowanie drużyny, że do kulminacyjnego momentu powinni trzymać się razem, a na wbijanie sobie w plecy noży jeszcze przyjdzie czas. Może drużyna z złożona z magów, z których każdy specjalizuje się w innej dziedzinie magii, a każda jest niezbędna do otworzenia wrót grobowca lepiej zdałaby egzamin?

Druga część, rozgrywająca się w miasteczku na pograniczu, to moment, w którym powinny zacząć się tarcia pomiędzy bohaterami graczy, szczególnie jeżeli do głosu dojdą utracona moralność i pojawią się wątpliwości. Postać maga, który zszedł na złą drogę po stracie ukochanej jest właśnie tą, w której widziałabym początek konfliktu. Myślę, że byłoby to znacznie ciekawsze, niż proste dążenie do celu po trupach, a podszepty MG, sugerowane przez autora scenariusza powinny pójść również w tym kierunku.

Bardzo podoba mi się postać Sokolnika, który może pomagać popychać akcję do przodu, jeżeli gracze za bardzo zagłębiliby się w konflikty wewnątrz drużyny. Co więcej to świetny, klimatyczny motyw, na bazie którego MG z łatwością zbuduje odpowiedni klimat i będzie mógł zasugerować graczom ton, w którym chciałby poprowadzić cały scenariusz.

Przygodę świetnie zamyka finał, z proponowanym przez autora rekwizytem i zakończeniami, w których może być wyłącznie jeden zwycięzca – fajnie gra z całością scenariusza, podkreślając, że rzeczywiście każdy z członków drużyny ma w istocie odrębny cel, a przebycie przygody razem jest tylko jednym z wiodących do niego środków. Ja to kupuję.

“Dar czarnoksiężnika” to zarys krótkiego scenariusza, przeznaczonego na jedną sesję. Zdaję sobie sprawę z jego wad, ale jednocześnie szkic ów jest tak bardzo w moim stylu, że wiem, iż doskonale bawiłabym się, prowadząc go.

[collapse]