BUD-1138

Scenariusz Konkursowy:

BUD-1138 Krzysztof Sztembartt

Setting: autorski, Wenezuela 2034
Mechanika: uproszczona wersja drugiej edycji FATE
Modyfikacje mechaniki: j.w.
Liczba graczy: 3
Gotowe postacie: tak
Liczba sesji: 1

Opis:

W najechanej przez amerykańskie wojska Wenezueli dochodzi do ucieczki dwunożnego wojskowego drona. Para Amerykanów pomaga mu w nocnej ucieczce i wydostaniu się z wojskowej obławy.

Spoiler

Paweł Bogdaszewski

Ten scenariusz jest tak krótki, że zrezygnowałem w tym przypadku z mojej formuły „wady, wątpliwości, zalety”.

Tekst sprawił na mnie wyjątkowe wrażenie. Dobrze dobrana mechanika, przygotowani BG którzy są gotowi bo ma to sens i opiera się na tym przygoda. Ciekawe realia i dobry konflikt wewnątrz drużynowy. Wszystko to ma wspaniały nastrój rodem filmów i książek na pograniczu głównego nurtu. Szkoda tylko że zanim się właściwie zacznie, kończy się. Brakuje tu scen, wyzwań, treści, prawdziwego scenariusza. Imho będzie to najwyżej jedynie honorowy finalista – jedynie, gdyż dopracowany miałby mój głos na miejsce na podium. Niestety, w tej edycji konkurencja jest tak mocna że nawet w finale może zabraknąć miejsca na tak niedokończoną perełkę. Wielka szkoda.

Inne scenariusze z tej edycji na który autor powinien spojrzeć; Wieczór Świata Tego (przerysowana odwrotność scenariusza), Dobrze Szybko Tanio (dopracowane elementy scenariusza), Szyszynka Grozy (dopracowanie).

Witold Krawczyk

Tekst przygody jest fantastycznie krótki, ze szczegółami budującymi nastrój i bardzo dobrze przekazuje zapadającymi w pamięć wątkami, postaciami i miejscami. Prawdopodobnie po jednokrotnym przeczytaniu MG będzie mógł poprowadzić BUD-a z głowy.

W BUDzie jest duch realistycznego cyberpunkowego dreszczowca i parę fantastycznych pomysłów. Cyberkatedra jest jedną z najpiękniejszych lokacji tego Quentina, a meksykański pat, który się w niej rozegra, powinien rozgrzać emocje do czerwoności. Powierzenie graczowi roli robota, który nie ma świadomości, a tylko ją udaje, to świetny patent. Napięcie stale rośnie, podkręcane przez muzykę, dawkowane po kawałku tajemnice i rosnące zagrożenie.

BUD zawdzięcza zwięzłość po części temu, że opisuje sytuacje początkowe poszczególnych scen, ale rozwijanie ich pozostawia graczom. To bardzo dobre rozwiązanie, dzięki któremu MG może prowadzić nie trzymając nosa w przygodzie, a gracze mogą go łatwo zaskoczyć nieszablonowymi rozwiązaniami.

Z drugiej strony – duża część scen to ucieczka bohaterów przed zbrojnymi konwojami. Myślę, że BUD naprawdę rozwinie skrzydła dopiero wtedy, kiedy MG będzie potrafił z głowy poprowadzić emocjonujący pościg.

W każdym razie, przy minimalnym wysiłku ze strony mistrza gry (15 minut lektury scenariusza powinno wystarczyć) BUD obiecuje pełną emocji sesję z wybuchowym finałem.

Tomasz Pudło

Ten tekst wiele by zyskał, gdyby ktoś go przeczytał przed wysłaniem, na przykład znajomy ziomek autora, inny erpegowiec. Pozwoliłoby to uniknąć panującego w nim bałaganu – np. nawiązań do postaci, które zostają opisane w późniejszych akapitach – i może sprawiłoby, że tekst straciłby trochę ze swojego stylu: “kolego, ja ci opowiadam, co wymyśliłem”.

W scenariuszu podobała mi się jego kompaktowość (spokojnie do rozegrania na jednej sesji), pregenerowane postacie, użycie bardzo prostej mechaniki, niektóre miejscówki (nowoczesna katedra) i klimat pomiędzy Elysium a Ghost in the Shell. Brakuje mu jednak szlifu – trochę szwankuje mi tu ciąg przyczynowo-skutkowy, a w tekście, z którego ma skorzystać ktoś inny niż autor, jak już stosuje się szyny do railroadu, to wypada je położyć tak, żeby były widoczne. Często nie rozumiałem też jakie opcje mają przed sobą postacie. Droid np. ma zdecydować, czy wykona misję. Ale jakąż, do licha, misję?

Z innych uwag – jeżeli w scenie uwolnienia się BUDa z transportera nie rzucamy (dobrze!), to ja pozwoliłbym opisać ją graczowi: “opisz w jaki sposób wydostajesz się z transportera”. To byłoby lepsze przedstawienie bohatera niż zwyczajowe – “no to niech każdy powie dwa słowa jak wygląda jego postać”.

Ostatecznie ładny szkic scenariusza i pokaz tego, że można napisać grywalny tekst na ośmiu stronach.

 

Jakub Osiejewski

Ponury świat bliskiej przyszłości jest teraz i dziś. I muszę przyznać, że ten scenariusz jest nośny, nawet jeśli wydaje się być bardzo drobiazgowo zaplanowany przez autora. Taka liniowość jest poważną wadę w tej krótkiej przygodzie. Gra kładzie nacisk na odgrywanie postaci, ale bohaterowie są ganiani z miejsca na miejsce. Oczywiście, fabuła wciąga, dużo nielogiczności można wybaczyć, gdy gracze zaczną na serio odgrywać postaci, ale nadal trudno jest zaplanować, co zrobić gdy gracze postanowią np. zniknąć w dżungli czy wypuścić BUD-a w miasto jako odwrócenie uwagi.

Ponadto sam też tak prowadzę, więc wiem że są gracze których może wkurzać metoda „sam se wymyśl” i powiedz nam. Wiem, że taka jest specyfika Fate, ale czasem są to rzeczy dość ważne fabularnie.

Zastanawiam się, jaka jest różnica między udawaniem posiadania uczuć a posiadaniem uczuć. Jeśli robot nie ma uczuć, dlaczego miałby je udawać? Ale chyba właśnie takie pytanie pojawiłoby się na sesji. To spory atut przygody, i co fajne, taka transhumanistyczna kwestia jest istotna, ale nie jest jej sercem.

O ile BG są świetni, to jednak główni BN są mało nośni. Sam nie wiem, jak bardzo potrzebna jest tu czwarta postać – Kevina Parkera. Wydaje się, że robot sam zakodował ukryte dane, być może możnaby połączyć postaci Parkera i Stana w jedno. Postać teoretycznego antagonisty, Eliasa Fiska jest też bardzo jednowymiarowa – grając w to, chciałbym pewnie się dowiedzieć *dlaczego* zastrzelił jeńców. Podobnie trzecią postać, „pani generał” z finału można by bardziej scharakteryzować. Silną stroną Fate jest mechanika – autor mógł dodać aspekty tym BN-om, które pomogłyby nie tylko w rozegraniu konfliktu ale bardziej dokładnie je opisały.

Poza liniowością dużą wadą przygody jest skrótowość, pewne postaci (jak właśnie „pani generał” czy Wenezuelski partyzant mszczący się za brata) nie mają imion, wydają się pojawiać się znikąd. Ale mimo wszystko, sesja poprowadzona na podstawie tego scenariusza na pewno rozbudzi emocje i spowoduje dyskusje.

 

Michał Smoleń

Interesujący pomysł i ambitny, poważny temat (tak technologicznie, jak i społecznie). Robot, który potrafi udawać emocje, ale ich nie odczuwa, to jeden z ciekawszych pomysłów na bohaterów edycji Quentina 2018. Scenariusz jednak nie satysfakcjonuje – przepędza bohaterów po z góry ustalonych zarysach (potencjalnie interesujących) scen, pozostawiając bohaterom niewiele swobody i niespecjalnie wspierając prowadzącego, którego drużyna podejmie inne decyzje, przez co będzie skazany na prawie pełną improwizację. Ogólnie: za mało dopracowane, zbyt niekompletne na wyróżnienie. Mam nadzieję, że przeczytam jeszcze bardziej dopracowaną pracę tego autora.

 

Michał Sołtysiak

Scenariusz ten był pisany od 2013 roku. Pięć lat na osiem stron. Niestety pięć lat na zarys scenariusza, który wymaga dopracowania od prowadzącego. Generalnie to przykład fabuły, które porusza masę współczesnych problemów, dających pole do popisu dla graczy, dla MG i stworzenia czegoś więcej niż cosobotnia przygoda. Wenezuela w przyszłości, Ameryka jako agresor, hipokryzja dzisiejszego świata. To wszystko może dać szansę na niezapomnianą i psychologicznie rozbudowaną fabułę. Tylko, że wszystkiego jest za mało. Autor ma podstawowy zarys pomysłów na temat dwóch postacie, ale już na tytułowego BUD-a mniej, bo nie poświęca mu zbyt wiele miejsca. Grający zaś wielu rzeczy mają się o swoich bohaterach dowiedzieć w trakcie przygody, np. nagle odkryć że są zdrajcami USA albo, że są zupełnie inne niż myślały. Dodatkowo nawet MG nie wie jakie są te postacie, bo to wyjdzie w trakcie przygody. To dla mnie przykład scenariusza: „usiądziemy, zagramy i może wyjdzie”. Może być fajnie, ale do tego trzeba by przemyśleć fabułę. Obecnie jest ona oparta na graczach, którzy mają mieć własny pomysł i pociągnąć wszystko. Gracze mają wielkie pole do popisu i to dobra rzecz. Tylko, że gdy spojrzeć na to co zostaje to nie ma nic dobrze dopracowanego, ot kilka scen które może będą wykorzystane, wstęp który może powie graczom, jak mają grać. Krótko mówiąc bardzo się zawiodłem, bo liczyłem że scenariusz pisany przez pięć lat będzie lepszy i bardziej przemyślany. Na Quentina to za mało. Swoją drogą nie wyjaśniono czemu tytuł to odwołanie do THX-1138 George’a Lucasa. Liczyłem na ester egg-a. Chyba zabrakło czasu autorowi.

 

Największy atut: Poważny temat, który daje szansę na sesję, gdzie gracze się zaangażują.

 

Co poprawić: Należałoby zrobić z tego pełny scenariusz, a nie tylko przedstawić kilka scen jako wręcz umownie „pozszywanych”.

 

Marysia Piątkowska

Ciekawy pomysł i fajna cyberpunkowa wizja przyszłości. BUD-1138 to krótki scenariusz, który można rozegrać w ciągu jednej sesji. Dynamiczny, z wartką akcją i poruszający współczesne problemy polityczne.

Postacie są mocno generyczne, chociaż podobał mi się pomysł z możliwością wyboru motywacji przez Graczy. Mam jednak problem z postacią Rob, czytając jej opis wydawało mi się, że to od gracza zależy czy jej mąż rzeczywiście współpracował czy nie. Fajnie by było przerzucić odpowiedzialność na gracza i pozwolić jemu stworzyć relację z mężem i historię w zasadzie obu tych postaci. Pod koniec przygody, dowiadujemy się jednak, że nie mieliśmy na to żadnego wpływu, mąż współpracował, a gracz wcielający się w Rob dostaje faktem w twarz i nie może z tym nic zrobić. Może jest to kwestia niefortunnej formy przekazu (ten scenariusz na pewno wymaga redakcji!) i stylu, w jakim pisze Autor, ale ja się dałam nabrać.

Przygoda jest bardzo liniowa, i choć BUD-1138 to postać gracza i to wokół niego toczy się akcja (co bardzo doceniam), to nie widzę tutaj możliwości swobodnego lawirowania w akcji i realnego wpływu na przebieg historii. Pewne aspekty i wątki zostały też mocno zaniedbane lub zginęły w redakcyjnym chaosie.

Scenariusz ma potencjał, ale wymaga dopracowania.

 

Dominika Stępień

Mam do co “BUD-a” mieszane uczucia, bo z jednej strony scenariusz wymaga dopracowania i rozbudowania, z drugiej natomiast jest materiałem na niezłą sesję.

Autor deklaruje, że scenariusz pisał od 2013 roku. Spodziewałam się więc epopei, dopieszczonej z każdej strony, tymczasem “BUD-1183” to zaledwie ośmiostronicowa przygoda. Rozumiem, że 5 lat pracy mogło sprawić, że autor znudził się pomysłem i ostatecznie miał go szczerze dość – być może właśnie przez to mimo kompaktowych rozmiarów tekst jest chaotyczny i momentami niespójny (postaci pojawią się znikąd, są wspominane nim faktycznie mają swoje wejście w fabułę, etc.). Autor tyle razy obracał go w głowie, zmieniał i modyfikował, że w efekcie otrzymaliśmy nie kompletny scenariusz, a notatki na sesję, z których trudno będzie skorzystać komukolwiek poza autorem właśnie. Zabrakło “BUD-owi” spojrzenia z zewnątrz i redakcji zrobionej przez osobę, która wcześniej nie w ogóle nie znała koncepcji scenariusza. Z drugiej strony, to wciąż jest tekst, z którego można skorzystać, w miarę uporządkowany w układzie i pisany z myślą o ułatwieniu życia Mistrzowi Gry – a to bez wątpienia zaleta.

Mam wrażenie, że nad całą pracą, nad każdym jej aspektem unosi się czarna chmura zmęczenia koncepcją i przez przygotowywania scenariusza po łebkach. Mamy fajny klimat, ciekawe tło ale jakoś nie bardzo udało się to autorowi podkreślić. Mamy gotowych bohaterów, za którymi stoją ciekawe historie, ale jakoś zabrakło miejsca na pogłębienie ich w kontekście działań tytułowego BUD-a. Mamy w końcu samego BUD-a, którego autor w zasadzie ledwie dotyka. Kolejny raz otrzymujemy scenariusz, w którym ciężar ciągnięcia rozgrywki spoczywa na barkach graczy a MG nie do końca może wiedzieć, jak ich w tym wesprzeć. Szkoda, że na przestrzeni tych lat zabrakło autorowi motywacji do prawdziwego ukończenia scenariusza, bo mógłby to być naprawdę dobry tekst.

 

Marek Golonka

BUD-1138 to jeden z tych scenariuszy, przy których trochę żal, że w Quentinie nie ma osobnych kategorii. Z jego ośmioma stronami trudno mu bowiem konkurować z Hotelem Arkona czy Rajską Laguną, bo jest zbyt szkicowy, ale w swojej wadze to solidny zawodnik. Każda z kilku scen jest dopracowana i robi wrażenie zarówno estetyką, jak i rolą w fabule. Mam wrażenie, że w przygodzie nie ma absolutnie niczego zbędnego – za to może brakuje kilku zdań więcej o tym, jak przechodzić między scenami.

Cieszą też trzy różnorodne postaci graczy o różnych, ale równorzędnych motywacjach i to, że pierwsza scena to mocne otwarcie, które od razu wprowadza do gry te motywacje. Konsekwentnie egzekwowane jest to, że tytułowy robot jest maszyną i myśli inaczej, niż istoty żywe. Jedyne, co wydaje się nie grać, to opis Robin – to, że współpracowała z partyzantami najpierw opisane jest na karcie postaci jako opcja, potem w scenariuszu okazuje się, że to konieczność.

BUD-1138 to świetny materiał na krótką, emocjonującą sesję.

[collapse]