Style over substance!

Startujemy

Lubię Quentina. Lubię czytać przysłane scenariusze, poznawać nowe fabuły, podpatrywać cudze pomysły. Jeżeli jest coś, co mnie boli, to fakt, iż nie wszyscy autorzy chcą, żebym zapoznał się z tym, co napisali.

Jak to, nie wszyscy? Właśnie tak. Niektórzy konkursowicze tak bardzo skupiają się na swoich wspaniałych ideach, że zapominają o ubraniu ich w przystępną formę. Obcowanie ze scenariuszami pełnymi błędów językowych nie jest niczym przyjemnym, uwierzcie.

Lektura wszystkich tekstów, jakie co roku przychodzą na konkurs, to zadanie nie lada. Nawet w zeszłym, mało urodzajnym roku każdy z członków Kapituły musiał przeczytać prawie 95 tysięcy słów! Wyobrażacie sobie? Tyle może sobie liczyć mały podręcznik akademicki, który należy przerobić do egzaminu. Kapituła, niestety, nie ma całego semestru na czytanie. Gdy trzeba się wyrobić w terminie, nic tak nie dobija, jak tekst gwałcący wszelkie reguły polszczyzny. Błędy ortograficzne są niczym miny przeciwpiechotne, częste powtórzenia i pustosłowie dławią jak gaz bojowy, a przebijanie się przez zdania wielokrotnie złożone przypomina szarpanie drutu kolczastego. Takie przyjemności fundują nam autorzy, którzy nie raczą choć trochę zadbać o wygładzenie swoich scenariuszy.

Powodem takiego stanu rzeczy są przede wszystkim lenistwo i nieświadomość. Wielu autorom wydaje się, że wraz z postawieniem kropki na końcu ostatniego zdania kończy się praca nad scenariuszem. Nic bardziej mylnego. Po napisaniu tekst trzeba dokładnie przeczytać, wyłapać jak najwięcej błędów i niezręczności, poprawić je, a potem przeczytać jeszcze raz… i zrobić tak co najmniej kilka razy.

Jeżeli ta notka sprawi, że zechcecie pracować nad językiem swoich przygód, to będzie to już połowa sukcesu. Trudniej mi będzie wskazać, jak błędów unikać, ale spróbuję przekazać kilka wskazówek. Skupię się głównie na kompozycji i logicznej poprawności scenariuszy. Nie mnie oceniać błędy ortograficzne czy gramatyczne.

Zastrzegam: żaden ze mnie spec od polszczyzny. Są w Kapitule osoby, które nieporównanie lepiej ode mnie znają się na rzeczy. Pomimo tego postanowiłem poruszyć temat poprawności językowej, gdyż… kurczę, po prostu, jak pisałem na początku, boli mnie to. Nie traktujcie więc moich uwag niczym prawd objawionych – to tylko kilka chaotycznie zebranych, jak najbardziej dyskusyjnych porad. Mam nadzieję, że uwrażliwią Was one na pewne problemy – a jeśli znajdziecie w swoim otoczeniu kogoś, kto jest fachowcem od języka polskiego, to słuchajcie tej osoby, nie mnie.

Wszystkie poniższe przykłady powymyślałem sam, aczkolwiek często inspirowałem się tym, co wyczytałem w quentinowych scenariuszach.

Dar słów

Niektórzy autorzy mają zdolność używania wielkiej liczby słów, liczby nieproporcjonalnej do przekazywanej treści. Wodolejstwo jest jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie wad, bo zmusza mnie do wyławiania ważnych informacji z nieistotnego tła. Nie dość, że tracę na tę zabawę czas, to jeszcze teksty tak napisane są mało wartościowe jako pomoc na sesji.

Oczywiście, mało kto nabija objętość scenariusza powtórzeniami w stylu: „Gotrek uderzył goblina toporem, uderzył krasnoludzkim toporem, uderzył mocno toporem, uderzył goblina toporem krasnoludzkim, uderzył go mocno, a ten padł”. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Rozpatrzmy następujący przykład:

Poszukiwany rozkazem Cesarza i przez drużynę, kawaler de Tourment zaszył się w jednym z niezliczonych, niewielkich mieszkań, pełnym drogocennych sprzętów, rzeźb i obrazów, gdzieś wśród niezliczonych mieszkań bogatego Kindle. Mieszkanie jest niewielkie i dom też, więc będzie można je łatwo obserwować. De Tourment wynajmuje lokum od zamożnej Cynazyjki, pani Argain, więc płaci jej niemały czynsz. Nawet jeżeli drużyna zdecyduje się obserwować mieszkanie, to i tak jej nie spotka. Podczas obserwacji będzie można łatwo zauważyć, że do wystawnego mieszkania de Tourment zakrada się, kryjąc się w bogato ozdobionych bramach, jakaś tajemnicza sylwetka. Tą sylwetką okaże się kawaler Poulen, towarzysz de Tourmenta jeszcze ze studenckich lat, gdy obaj studiowali medycynę na Uniwersytecie Ludwika, założonym przez Ludwika VII w 1397 roku. Uczelnia szczyci się wieloma sławnymi wykładowcami, co bohaterowie z pewnością już wiedzą dzięki wizycie na uniwersytecie. Kawaler Poulen, w przeciwieństwie do de Tourmenta, który wyjechał do Kordu, został w opływającej w dostatki Cynazji i wykłada teraz na uniwersytecie.

Co knuje tych dwóch? Czy chcą przywołać potężnego demona? Czy planują zamach na króla? Czy też może donoszą Inkwizycji? Drużyna może poznać zamiary dwóch towarzyszy, obserwując mieszkanie i śledząc ich, kiedy ci wyruszą w nocy w miasto, kipiące od bogactw i złota.

Śledzone postacie de Tourmenta i Poulena będzie można łatwo dostrzec – ciemność wisząca nad głowami drużyny rozświetlona jest światłem księżyca i gwiazd. Podążając za kawalerami i śledząc ich, drużyna wejdzie w wąską uliczkę, rozciągającą się między wspaniałymi fasadami domów zamożnego mieszczaństwa Kindle. Tutaj na de Tourmenta i Poulena zasadzkę zastawiły deviria. Potwory siedzą na dachach domów. Rzucą się na kawalerów z dachów niczym stado sępów. I faktycznie, jak stado sępów, zaatakują z niebios. De Tourment i Poulen znajdą się w ciasnym wąwozie utworzonym z fasad bogatych domów, zdobionych marmurowymi pilastrami, granitowymi płaskorzeźbami, pozłacanymi balustradami balkonów i attykami osłaniającymi mansardowe dachy. Zaiste, bogate jest mieszczaństwo Kindle…

Gdy niewyraźne, rozmazane sylwetki zamajaczą na tle szarego nieba, drużyna musi podjąć decyzję – w końcu atakowani są śledzeni kawalerowie.

Marudzenie

Co jest złego w powyższym fragmencie? Prawie wszystko. Po pierwsze naładowany jest on informacjami, które są nieistotne. Po co dokładnie opisywać Uniwersytet? Wiedza o tym, kiedy został założony, jest czytelnikowi niepotrzebna, tym bardziej że z tekstu wynika, iż wątek uczelni pojawił się wcześniej. W trakcie opisu ataku deviria nie należy skupiać się na architekturze! Zamożność Cynazyjczyków nie ma teraz znaczenia. Podobnie sprawy się mają z panią Argain, „właścicielką mieszkania”. Mogłaby być to ciekawa informacja, ponieważ mieszczka jest w stanie przekazać bohaterom kilka swoich spostrzeżeń o kawalerze de Tourment. Niestety drużyna „i tak jej nie spotka”, więc opis ten jest tylko zbędnym balastem.

Retoryczne pytania o to, „co knuje tych dwóch”, można sobie darować. Na sesji do niczego prowadzącemu się nie przydadzą, te pytania mogą sobie co najwyżej zadawać gracze.

Drugi problem jest mniej uchwytny. Tekst zawiera określenia, które jedynie powtarzają to, co zostało napisane w innej części zdania. „Jakaś tajemnicza sylwetka (trafniej byłoby napisać: postać) zakrada się, kryjąc się w bramach […]”. Informacja o tym, że ktoś „kryje się w trakcie zakradania”, jest zupełnie nie na miejscu. Jeśli ktoś „zakrada się”, to musi to robić skrycie, nie można „zakradać się jawnie, otwarcie”.  „Podążając za kawalerami i śledząc ich […]” – w istocie „podążanie” i „śledzenie” to jedna i ta sama czynność, więc należałoby ją oddać jednym słowem; drużyna albo „podąża” za kawalerami, albo ich „śledzi”. „Niewyraźne, rozmazane sylwetki zamajaczą na tle nieba” – jeżeli coś „majaczy się”, to z pewnością nie jest wyraźne. Zdanie to powinno brzmieć: „Gdy sylwetki zamajaczą na tle nieba”, ewentualnie: „Gdy niewyraźne sylwetki pojawią się na tle nieba”.

Niekiedy zabiegi takie są nieudolną próbą wprowadzenia do tekstu elementów stylu artystycznego. Przykłady: „ciemność rozświetlona jest światłem” – źle brzmiące, niepotrzebne powtórzenie. „Potwory […] rzucą się z dachów niczym stado sępów. I faktycznie, jak stado sępów, zaatakują z niebios” jaką wartość poznawczą ma drugie zdanie? To typowe językowe śmieci, obniżające jakość przekazu. Ta sama uwaga dotyczy uporczywego podkreślania bogactwa stolicy Cynazji.

Tego typu wyrażenia i frazy mają jeszcze jedną wadę: rozbijają logiczną ciągłość zdania, utrudniają zrozumienie całej wypowiedzi. Często w tak rozbudowanych zdaniach autor zapomina o tym, co napisał na początku, a to skutkuje zabawnymi wpadkami, np.: „[…] zaszył się w jednym z niezliczonych, niewielkich mieszkań […], gdzieś wśród niezliczonych mieszkań Kindle”. Zalew informacji sprawia często również, że autor nie jest w stanie kontrolować spójności świata przedstawionego. W ostatnich fragmentach przykładowego tekstu jest mowa, że nad głowami drużyny wisi „ciemność” (w sensie nocnego nieba). Ciemność może być tylko czarna, ewentualnie ciemnogranatowa, ale z całą pewnością nie szara – a zatem niedorzeczna jest późniejsza uwaga o „szarym niebie”.

Kilka propozycji

Po dokonaniu gruntownej krytyki czas przejść do porad. Jak już zastrzegałem, moje sugestie są dyskusyjne i jedynie podpowiadają, jak zabierać się do pewnych problemów, zamiast dawać uniwersalne recepty.

Przede wszystkim warto zdać sobie sprawę, że opisując pewien świat gry, przedstawiamy tylko pewne jego aspekty – trzeba zatem wiedzieć, jaki jest cel danego fragmentu scenariusza, i zgodnie z tym celem dawkować informacje. Jeżeli tworzymy scenę walki, to liczy się to, co może pomóc lub przeszkodzić walczącym, jeżeli opisujemy scenę morderstwa, to skupiamy się na śladach pozostawionych przez sprawcę oraz fałszywych tropach. Jeżeli zarysowujemy szersze tło, to musi ono być potrzebne czytającemu do zorientowania się w konkretnej sytuacji.

Gdy opisaliśmy już raz pewne charakterystyczne cechy danej osoby, miejsca czy zdarzenia, to nie musimy powtarzać już ich w każdym zdaniu. Na początku scenariusza zaznaczamy, że Gotrek jest zabójcą trolli, ma topór oraz irokeza i dalej możemy spokojnie pisać, że: „Gotrek zabił goblina”. Wiadomo, że uśmiercił zielonoskórego toporem, a nie ognistą kulą. Na bogactwie danego miejsca, np. miasta, należy skupić się tylko raz. Później można o tym wspomnieć, gdy ma to znaczenie dla akcji (np. deviria rzucają z dachów złotymi statuami), w celu podkreślenia kontrastu (np. zasadzka ma miejsce w biednej dzielnicy, która odcina się od przepychu miasta) itp.

Czasem, można oczywiście przypomnieć czytelnikowi pewien wspomniany już szczegół, który pomoże mu lepiej uchwycić sens tego, co chcemy przekazać. Kiedy takie powtórzenie jest celowe? Niestety trzeba to oceniać w każdym przypadku, na to nie ma reguły.

Korzystać należy również z możliwości, jakie daje sama forma scenariusza RPG. Na przykład: gdy dany opis jest istotny mechanicznie, to warto o tym wspomnieć w samym tekście. Pojedyncze zdanie dotyczące elementów architektury zaśmieca akapit poświęcony scenie walki, ale jeżeli napiszemy: „Deviria kryją się za attykami, uzyskując, dzięki zaskoczeniu, +2 do ataku w pierwszej rundzie” to przekształcimy niepotrzebny opis w wartościową informację.

Lądujemy

O problemach z kompozycją scenariusza można by pisać długo. Ja z pewnością nie posiadam uniwersalnego przepisu na ich definitywne rozwiązanie. Mam jednak nadzieję, że udało mi się pokazać Wam kilka spraw. Jeżeli zaczniecie dokładnie czytać swoje teksty pod kątem logicznej poprawności i spójności, to wiele one na tym zyskają. Wiem, wiem, pomysły również są ważne, ale zastanówcie się przez chwilę: czy sądzicie, że juror nie obniży oceny najlepszemu nawet scenariuszowi, jeżeli w trakcie lektury rozboli go głowa? Ulepszajcie formę i styl swoich tekstów, bo naprawdę warto!

Autor: Wojciech Doraczyński

Leave a Reply

Your email address will not be published.