Wonny Las

Scenariusz Konkursowy:

Wonny las Piotr “Siergiej” Niedźwiadek

System: Warhammer (2 edycja)

Setting: mała wioska, wiosna po burzy Chaosu

Gotowa mechanika: Warhammer (2 edycja)

Modyfikacje zasad: brak

Ilość graczy: dowolna

Gotowe postacie: brak (bohaterowie najwyżej z drugą profesją)

Ilość sesji: 1

Dodatki: brak

Opis: Co stoi za dziwnym zachowaniem miejscowych pszczół?

Spoiler

Komentarze:

Mateusz Budziakowski

Wioska na uboczu jest stereotypowym miejscem akcji w świecie Warhammera (może czas wreszcie przełamać ten stereotyp!?), nie inaczej mamy i tutaj: przyszedł Chaos i pszczoły zwariowały. Drzewa w których mieszkają – również zwariowały, jedno z nich złapało mieszkańca wioski. Należy go uratować, drzewa spalić. KONIEC.

Niestety, “Wonny Las” bardziej przypomina opis miejsca – jest masa BNów, miejscowych i przyjezdnych; pojawiają się zwierzoludzie, i inne atrakcje – ale tak naprawdę wszystko zależy od graczy (pula wątków bez związku), a największą trudnością jest odkrycie że drzew nie należy
ścinać, a wypalać… Szkoda też że autor nie doczytał czegokolwiek – skoro wziął się za temat – o pszczołach, ich zwyczajach, zachowaniach i nie wykorzystał tej wiedzy w tekście (np wyolbrzymiając czy odwracając). Ciężko oceniać scenariusz którego de facto nie ma.

Jakub Osiejewski

To jest całkiem sympatyczny tekst, i w teorii ma sporo elementów niezbędnych w Warhammerze. Jest Chaos, jest strach, jest zburzona sielankowatość (która wbrew pozorom jest bardzo Warhammerowa)… tylko brakuje czegoś, co spinałoby te wszystkie elementy w jedną całość.

Bardzo fajny potwór, ale niestety nie wiadomo skąd się wziął i co zamierza zrobić. Rozumiem że potwory w Starym Świecie lęgną się ze zgniłych liści, ale po prostu, mamy tu pszczoły Chaosu lęgnące się ze zmutowanych drzew. Jestem też niemal pewien, że gracze oskarżą Ritę i Helgę, spalą cały sad, wybiją wieśniaków i opuszczą to miejsce. Poboczne wątki są sympatyczne, i zmuszają graczy do wyborów, ale wyłączywszy wyżej wymienioną parę kultystek i Konrada raczej nie będą miały większego znaczenia dla fabuły.

Przydałoby się też jakieś podsumowanie fabuły – w gruncie rzeczy to opis lokacji, ale za to lokacji bardzo ciekawej. Całą sympatię, jaką mam do tego tekstu równoważy jednak brak stałego pomysłu. Wysiłki autora zmarnują się, bo na dziewięćdziesiąt procent przygoda zostanie sprowadzona do kolejnej gonitwy za pszczołami-mutantami.

Mateusz Wielgosz

Przeciętna przygoda fantasy jakich wiele. Zarzuca MG masą BNów, dość losowych wątków (więc choć rzecz jest o pszczołach, to istnieją spore szanse na natrafienie na gołe baby w lesie), a wszystko sprowadza się do drzewiastych potworów i okrutnych pszczół. Trochę rozczarowujące.

Gracze z przypadku trafiają na miejsce, a pomagają z dobrej woli. Zero zaangażowania. Ponadto scenariusz mocno ograniczający – drzewa trzeba spalić, kto spróbuje ściąć drzewo, zginie z żuwaczek gniewnych pszczół, kto spali je samowolnie, bez konsultacji z wieśniakami, tego zaatakują chłopi…

Michał Smoleń

Niektórzy bohaterowie są całkiem interesujący. Poza tym trudno mi wymienić zalety Wonnego Lasu: bardzo prosta przygoda o raczej dziwacznej fabule; sandbox zawierający warhammerową klasykę w przeciętnym wydaniu. Nie brakuje językowych niezręczności i pomyłek logicznych, a sposób napisania sprawia, że scenariusz trudno jest ogarnąć.

Michał Sołtysiak

Po lekturze tego scenariusza zacząłem się zastanawiać, jak dużej oryginalności oczekuje od przygód do Warhammera. Tutaj mamy odpowiednio pokazany Stary Świat, mamy jakiś wpływ Chaosu, mamy prostą intrygę idealnie pasująca do typowego ponuractwa systemu. Niby są elementy obowiązkowe, ale brakuje czegoś więcej i wykonania, które by spowodowało, że sceny pamiętałoby się długo, postacie byłby wyraziste i zabawa byłaby długo wspominana. Po lekturze szybko się zapomina wszystko poza „że była jakaś wioska, pszczoły i sztandarowi wieśniacy z ich lokalnymi swarami”. Szkoda, bo na pewno dałoby się wycisnąć coś więcej, coś poza „przyszliśmy, spaliliśmy, idziemy dalej”. Tutaj nawet nie ma jakiegoś mocno zaakcentowanego fabularnie głównego wątku, a jedynie lokacje z opisami zdarzeń, do ewentualnej modyfikacji.

Największa zaleta:
Dobrze opisane miejsce i postacie niezależne, zapewne będzie to świetną pomocą jako przykład tła dla przygotowanej już odrębnej intrygi.

Największa wada:
Brak głównego wątku fabuły.

Artur Ganszyniec

Wiosna w WFRP, czyli obcy przybywają do sielskiego, sennego miasteczka, które skrywa groźną tajemnicę. Powiem tak: przygoda, jak przygoda, ma swoje słabsze i silniejsze chwile. Za to miejsce akcji mnie po prostu urzekło. Miasteczko jest fajnie opracowane i mile wyłamuje się ze staroświatowej sztampy. Lubię warhammerowe miasteczka, które mają jakieś osobiste rysy, a ukwiecona wiosna jest miłą odmianą od błotnistej, deszczowej jesieni. Podoba mi się klimat sadów, lokalne zwyczaje oznaczania ścieżek i atmosferę miejsca zamieszkanego przez specjalistów. Takie to życiowe, miejscowe i zwyczaje. Bohaterowie niezależni, choć bez charakterystyk, też są spoko, choć niektóre postaci balansują na krawędzi karykatury.

Otwarcie klasyczne. Obcy włączają się w poszukiwania zaginionego i jak zwykle okazuje się, że ich mieszanie się w sprawy między okolicznymi mieszkańcami może przynieść więcej szkody niż pożytku. Kluczowym punktem przygody ma być dylemat, oparty na klasycznym wyborze mniejszego zła. Niestety, to najsłabszy punkt scenariusza – bo zależnie od rozwoju wydarzeń w czasie przygody gracze mogą ów dylemat mieć po prostu w nosie.

Moje prywatne plusy za szałwię i trolle, ładnie wpisał mi się ten wątek w ekologiczny klimat całej przygody. Jeśli szukacie odświeżającego, niskopoziomowego Warhammera, to polecam.

Stanisław Krawczyk

Ogólna ocena
Scenariusz bez druzgocących wad, ale też bez wybitnych zalet. Niezłym postaciom niezależnym towarzyszy prosta fabuła, która podczas sesji może rozpaść się na szereg słabo powiązanych epizodów i oddzielony od nich, króciutki wątek główny: “przybywamy do wioski, przekonujemy mieszkańców, niszczymy zło, koniec”. Może to być podstawą dla nie najgorszej sesji, ale od scenariusza konkursowego oczekiwałbym znacznie więcej.

Zarówno mocne, jak i słabsze strony scenariusza staram się omawiać w kolejności od najistotniejszej do najmniej ważnej.

Na plus
1. Postacie niezależne mają swoje sekrety i motywacje, bywają nieoczywiste moralnie (Wilrie, Hans) i zwykle w przygodzie dzieje się z nimi coś konkretnego (np. z Izabelą – s. 8–9, z siostrami Gleyer – s. 9). Nieźle zatem spełniają erpegowe wymogi.
2. Odwaga wprowadzenia dość nietypowego celu przygody – w Warhammerze rzadko walczy się z pszczołami.
3. Przygoda osadzona w nieprzypadkowym czasie, ważnym symbolicznie i fabularnie (mam wrażenie, że autorzy scenariuszy zbyt rzadko wykorzystują tę możliwość).
4. Przyzwoite (nawet jeśli niespecjalnie oryginalne) pomysły na wprowadzenie dodatkowych wątków do przygody (s. 5). Podobnie z możliwymi sposobami doprowadzenia BG do wioski (s. 6).
5. Nastrojowy opis Wonnego Lasu (s. 4), możliwy do wykorzystania w trakcie sesji.
6. Spis treści, rozpoczęcie tekstu od najważniejszych informacji – z uporem maniaka chwalę autorów scenariuszy za to, że ułatwiają nam czytanie ich tekstów. Tak też tutaj.

Na minus
1. Bardzo prosta fabuła – tekst jest na pograniczu scenariusza i rozbudowanego opisu lokacji z listą fakultatywnych epizodów. Brakuje wyraźnego głównego wątku ze stopniowym pokonywaniem problemów i zbliżaniem się do punktu kulminacyjnego.
2. Dobrze jest, jeżeli scenariusz ma jakiś główny temat, który nadaje całości spójność. W tym wypadku zapewne byłoby to zepsucie natury przez chaos. Według mnie należało mocniej wykorzystać ten temat, wprowadzić go do większej liczby wątków i powiązać z wieloma postaciami. W tej chwili poszczególne elementy scenariusza są dość luźno powiązane – łączy je to, że są typowe dla drugiej edycji Warhammera (tajemniczy elf, dziwna staruszka w wiosce, zwierzoludzie w lasach itd.).
3. Zupełny brak mechaniki.
4. Czas akcji nie jest przypadkowy, ale jej miejsce – losowa warhammerowa wioska – niestety tak (nie licząc króciutkiej wzmianki o dostosowaniu charakteru Dulfberne do kultury danej prowincji – s. 3).
5. Na początku scenariusza (s. 3, przykład – Gerwaina) bohaterowie niezależni zostali wprowadzeni w taki sposób, że czasami nie bardzo wiadomo, kim są. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie dowiem się niczego o ich osobowości i znaczeniu w fabule. To drobiazg, ale nie zaszkodziłoby jeszcze przed stroną 7 wyraźnie dać do zrozumienia, że wszystkie te postacie zostaną opisane później. Albo może należałoby je opisać wcześniej?
6. Detal: charakterystyka Torstena nie pokazuje powodów, dla których miałby on być zdolny (i skłonny) do morderstwa.
7. Nie za często, ale jednak zdarzają się kwiatki (np. „Pociągła twarz wychudzonego chłopaka kryje wielki potencjał”, s. 22).

Maciej Reputakowski

Poniższe uwagi skierowane są do autora/autorki lub osób, które przeczytały scenariusz i rozważają jego poprowadzenie. Do autora/autorki: w razie niejasności jestem w miarę wolnego czasu i możliwości dostępny. Najchętniej pod e-mailem: repek@polter.pl

Rzeczy godne uznania:
1. Z przymrużeniem oka: ekologiczny wątek ratowania pszczół. Bardzo na czasie, bo populacja tych owadów się kurczy.
2. „Generator” rzeczy, które mogą znajdować się w sadach. Generatory są fajne. Temu brakuje co prawda wartości liczbowych przypisanych poszczególnym opcjom, ale to da się naprawić.
3. Kilka propozycji zawiązania przygody i przyciągnięcia graczy do wioski. Sam udział w wydarzeniach, które się tam rozgrywają, nie jest już jednak niczym motywowany.

Rzeczy warte rozpatrzenia:
1. Świat Warhammera jest duży i oferuje wiele opcji. Nie wszystkie scenariusze do niego muszą rozgrywać się w wioskach oddalonych od uczęszczanych szlaków i otoczonych gęstym lasem. Co ciekawe, jak na tak odosobnione miejsce, żyje tam wyjątkowo wiele barwnych postaci.
2. Autor idzie tutaj zresztą na łatwiznę i każe detale dotyczące osady wymyślić MG. To byłoby w porządku, gdyby sam wcześniej zaproponował własną wersję osadzoną w konkretnej prowincji. Na masę BNów znalazło się miejsce – na to wystarczyłby akapit.
3. Świat Warhammera idealnie nadaje się też do gier z konwencją. Ale spaczone pszczoły Chaosu pasują raczej do Toona.
4. Nie jestem RPGowym realistą. Ale jak wioska licząca 50 mieszkańców może osiągać „duże zyski”? Zakładając, że nie byłoby tam żadnych dzieci i starców (a są, a także rzemieślnicy, zielarka i myśliwy), to i tak byłby nie lada wyczyn. Wioski w Warhammerze nie miewają też raczej wspólnej kasy. Ale to tak tytułem czepialskiego żartu.
5. To, co stało się z Gleyerem, powinno zostać napisane na samym początku scenariusza.
6. Jak to w generikowej przygodzie bywa, BG nie są głównymi bohaterami scenariusza. Uczestniczą w historii BNów, których jest zdecydowanie zbyt wielu (wprowadzenie elfiego wędrowca tylko po to, by sprzedał BG magiczną maść, to typowy przykład nadprodukcji BNów).
7. Wątki poszczególnych postaci BNów nie łączą się w spójną całość i w wielu przypadkach nie mają nic wspólnego z głównym wątkiem scenariusza.
8. Skoro Jorgen „nie interesuje się sprawą”, to skąd założenie, że do niego udadzą się BG po radę, jak poradzić sobie ze skażeniem?
9. Staruszka „pragnie władzy”. W toku scenariusza zupełnie nie ma to znaczenia.

Ogółem:
Scenariusz do Warhammera, który cierpi na typowe przypadłości scenariuszy do tego systemu. Wioska na skraju cywilizacji, mnóstwo BNów, pędząca do przodu pretekstowa fabuła. Scenariuszowi niestety nie służy też raczej komiczne zagrożenie w postaci… pszczół. Scenariusz przypomina trochę zbiór miniquestów, które razem nie tworzą zbyt pasjonującej historii.

Michał Mochocki

Nie jest to zły scenariusz, ale nie będzie moim konkursowym faworytem. Podoba mi się szerokie nakreślenie tła społecznego, jednak nie wszystkie postacie i wątki wyszły przekonująco. Mam wrażenie, że autor naprodukował zbyt dużo postaci, nad którymi przy nawarstwianiu się wątków nie mógł zapanować. Np. myśliwy, który “przerażony zniknięciem córki straci zmysły”, to wygodny sposób eliminacji postaci, ale zupełnie mi nie pasuje do jej charakteru. Za wiele jest także pomysłów na dodatkowe wątki z Wonnym Lasem. Zanim dojdziemy do właściwego scenariusza, musimy się przebić przez plątaninę opcjonalnych i słabo powiązanych scen, wciąż nie wiedząc, o co w tej przygodzie będzie chodzić. Poboczne opcje nie są złe same w sobie, ale nie w takim zagęszczeniu. Gdyby odchudzić scenariusz z tej “klęski urodzaju”, byłby to solidny tekst nie gorszy od oficjalnych wydawnictw do Warhammera. Ot, dobra przeciętna. Quentin wszelako zasługuje na więcej.

[collapse]

Leave a Reply

Your email address will not be published.