Slapstick

Scenariusz Konkursowy:

Slapstick – daleka droga do wolności Jarosław Kopeć

System: Wolsung

Setting: Wolsung, Lyonesse

Gotowa mechanika: Wolsung

Modyfikacje zasad: brak

Ilość graczy: 3

Gotowe postacie: tak

Ilość sesji: 1

Dodatki: brak

Ilustracje: Alicja Urbanik

Spoiler

Komentarze:

Mateusz Budziakowski

Jeden z gorszych tekstów tej edycji. Brak de facto scenariusza, bohaterowie uciekają i tyle. Jakaś tajemnica jest zachowana w kilku wariantach, m.in. na koniec, ale cóż to za tajemnica – kochanek użył Mocy. Szkoda, że temat nie został rozwinięty.

Tekst napisany poprawnie, choć pojawia się irytująca maniera podwójnych końcówek („Mistrz/-yni”), co w czytaniu nie pomaga.

Zdziwił mnie absolutnie oderwany od głównego tematu wątek porwanej córki króla. Cóż z tego że i tu i tu chodzi o nieakceptowany związek? Nie pasuje, zgrzyta, bez sensu.

Cały scenariusz sprowadza się de facto do sceny finałowej, a szkoda bo możnaby bardziej pójść w slapstickową groteskę. Dlaczego Mandelore jest obrzydliwy? Dlaczego nie pojawia się wcześniej, żeby drużyna mogła go ośmieszyć/poniżyć/pogonić gdzie pieprz rośnie, co byłoby preludium do finałowej sceny ze Strasznym Ojcem Głównej Bohaterki? Z motywu “uciekającej panny młodej” można zrobić fajerwerkowy scenariusz, historię bardzo serio a jednocześnie bezkrwawą – gdzie największym przegranym będzie błogosławiący rad nierad tato (a przecież można go ubarwić, dodać motywacje – pieniądz, splendor itd, i pozwolić graczom na przemówienie do serca rodziciela jedną czy drugą sakiewka, oczywiście po zrzuceniu na policjantów beczki śledzi i wysmaganiu niedoszłego narzeczonego wiechciem pokrzyw). Tu zaś brakło paru rzeczy, doszły natomiast pomysły zupełnie nietrafione, jak np. wydłubywanie oczu.

Jakub Osiejewski

Ciekawe, tylko mam wrażenie że znacznie lepiej wypadłby w bardziej realistycznej grze. Wiktoriańskość Wolsunga czasami jest tylko dekoracją, spod której widać epokę współczesną. Tutaj mamy sporo z typowego Wiktoriańskiego sztafażu, co nieco dziwi w świecie bądź co bądź fantasy.

Z przyjemnością poprowadziłbym ten scenariusz, ale na przykład jako sen, fabułę romansu czy filmu oglądanego przez bohatera Wolsunga, bo brak mi tutaj jest i steampunku, i slapsticku. To wiktoriańska komediowa wariacja na temat novel of manners, co nie jest złe.

Mateusz Wielgosz

Spore rozczarowanie po interesującym pierwszym wrażeniu. Scenariusz jest dobrze zaserwowany – horyzontalny układ, przejrzyście, wszystko poukładane. Niestety po dokładnej lekturze wszystko się sypie.

Po pierwsze drażni i utrudnia lekturę, nachalne podkreślanie podwójnych końcówek (Mistrz/-yni, gracz/-ek, „możesz, Mistrzu czy Mistrzyni Gry, zmodyfikować”). Opis postaci skacze między zwrotem do gracza a tekstem dla MG. Szkoda, bo można było łatwo zrobić z tego gotowe karty do wydruku. Ogólnie jednak opis postaci jest na plus, bo w zwarty sposób opisuje postać, relacje z pozostałymi postaciami i daje wskazówki do gry.

Zawsze mam obawy wobec tak wyraźnego podziału na sceny. Można odnieść wrażenie jakby nie było tu płynnej sesji z po prostu istotniejszymi momentami/sekwencjami ale urżnięte tasakiem mięsiste części. Choć co do mięsistości też można mieć wątpliwości. Scena 1 – jak się schowają, nie dzieje się nic. Scena 2 – jak się ukryją, nie dzieje się nic. Scena 3 – jak nie dyskutują, nie dzieje się nic. Wiadomo – dobry gracz sobie poradzi, ale „Slapstick” wyraźnie zamiast rzucać graczy w pewne wydarzenia zdaje się na ich dobrą wolę lub kiepskie rzuty.

Mam bardzo mieszane uczucia co do sugestii, by MG nie tylko wprowadził graczy w sytuację, ale też powiedział co ma być kulminacją sesji. Nawet jeśli to oczywiste od początku, nawet jeśli to tajemnica poliszynela to, po co mówić to tak otwarcie?

Idea tego scenariusza jest bardzo fajna – lekka przygoda uciekającej panny młodej, która powinna dojrzewać w czasie wojaży. Niestety kilka arcy uproszczonych i niezbyt treściwych, pretekstowych, płytkich scenek to zdecydowanie za mało, żebym to kupił. „Slapstick” celuje w to samo co „Bohaterowie Srebrnego Ekranu”, ale tylko jednemu scenariuszowi udaje się dobrze oddać pewny umowny styl.

Pomysł jest, ale całość jest bardzo niedopracowana. Nie ma zbytnich szans na wielkie zaangażowanie. W rękach słabych graczy może się ograniczyć do przeturlania kilku konfliktów, dobrzy gracze będą grać zaangażowanych, może i dobrze się pobawią lekkim slapstickowym nastrojem, choć wtedy gryźć się to może z niepotrzebną makabrą w stylu oślepiającej się kobiety.

Michał Smoleń

Podoba mi się pomysł na ten scenariusz. Przemawia do mnie wizja tego zupełnie nie bohaterskiego tria, przemykającego przez park w nocnym Lyonesse i skonfrontowanego z wrednym barmanem czy gospodarzem. Bohaterowie nie ratują świata – to bardzo ożywcze na tle przedramatyzowanych historii, jakich na pęczki w scenariuszach RPG (także wolsungowych). Do tego doceniam chyba najbardziej przejrzystą formę graficzną ze wszystkich scenariuszy tej edycji: wszyscy autorzy, usiłujący upchać na każdej stronie tysiące znaków, powinni brać z niego przykład.

Niestety, na poziomie konkretnych scen zabrakło mi mocnego uderzenia . Konfrontacje są dosyć zwyczajne, a niektóre sceny zbyt przewidywalne. Co więcej, usterek można dopatrzeć się w samej konstrukcji scenariusza – niechciany pan młody, główny antagonista, pojawia się dopiero w finale (choć teoretycznie ma być głównym motorem działań bohaterów, o jego nikczemności dowiedzą wyłącznie z własnych kart postaci). Jeden z bohaterów, służący, ma też wyraźnie mniejszą rolę do odegrania, szczególnie, gdy scena piąta potoczy się zgodzie z „wariantem Matyldy”. Podsumowując – miła przygoda do poprowadzenia w wolne popołudnie, ale nic szczególnie wybitnego. Momentami opracowana zbyt pobieżnie, staje się bardziej notatkami do sesji, niż pełnoprawnym scenariuszem.

Michał Sołtysiak

Wolsung mieni się systemem filmowej akcji, a więc poza pełnymi scenariuszami, powinny być też etiudy, krótkie, zwarte i na temat. Tutaj właśnie mamy od czynienia z taką etiudą: postacie są narzucone z góry, fabuła jest krótka, niewiele tu zaskoczeń i bardziej mamy zabawę konwencją i dyskusję o roli płci, niż rzeczywistą intrygą.

Gracze tak naprawdę mogą bardzo szybko skończyć, a to przez pecha, albo niezbyt energiczne wczuwanie się w fabułę. Typowa jednostrzałówka, podejrzewam wykorzystana na sesji, a potem spisana. Kilka scen, niewiele wyborów, dwa warianty rozwoju akcji i finał, który chyba lepiej by się sprawdził w opowiadaniu, bo mam pewne wątpliwości co do ostatecznego rozwiązania. Podobnie jak w „Niezgłębionym” gotowe postacie są narzucone z góry, wraz z ich odczuciami, ale są dużo lepiej opisane i łatwiej będzie poprowadzić je na sesji. Jednak wciąż widać, że gracze mają więcej odgrywać, niż rzeczywiście samodzielnie prowadzić swoich bohaterów.

Największa zaleta:
Dopracowanie edycyjne i rzeczywiście slapstickowy klimat. Jest szansa na kilka komediowych scen.
Największa wada:
Krótka etiuda do odegrania, a nie rozegrania.

Artur Ganszyniec

(Tragi) komedia miłosna z Alven Yardem w tle. Gracze dostają trzech bohaterów, bardzo konkretne postaci, dość odbiegające od standardowych wolsungowych bohaterów. Gra zakłada, że bohaterowie jeszcze nie zdobyli swojego pierwszego osiągnięcia i dysponują pula 1k10, nie jest to jednak dokładnie w tekście wyjaśnione. Nie znalazłem również nigdzie informacji o tym, jakiej rasy są postaci graczy.

Sama przygoda jest krótka, z silnym zacięciem społecznym. Ciekawym zamysłem jest przemiana głównej bohaterki, trudno mi jednak ocenić, czy to zadziała na sesji. Ogólnie mam wrażenie, że role narzucone głównym postaciom są sztywne jak wiktoriański gorset i zostawiają bardzo niewiele pola do popisu dla graczy. Przygoda napisana sprawnie i werwą, ale jakoś mnie nie porwała.

Stanisław Krawczyk

Ogólna ocena
Dość krótki scenariusz, który nieźle wykorzystuje możliwości Wolsunga (tematyczne i mechaniczne) oraz zdobywa dodatkowe punkty za estetykę, ogólną przejrzystość tekstu i dobrą jakość języka. Niestety nie jest zbyt treściwy: odrobina pecha lub mało aktywni gracze mogą sprawić, że rozgrywka nie będzie trwała 4–5 godzin, lecz dwa razy krócej. Sporo można się z tego scenariusza nauczyć, jeśli chodzi o techniczne opracowanie tekstu, powinien też pozwolić na dość przyzwoitą zabawę, jednak do zajęcia wysokiego miejsca w konkursie – moim zdaniem – to zbyt mało.

Zarówno mocne, jak i słabsze strony scenariusza staram się omawiać w kolejności od najistotniejszej do najmniej ważnej.

Na plus
1. Ciekawie i klarownie opisane postacie (np. Lady Vivianne charakteryzowana m.in. przez ulubione lektury). Co więcej, przygoda jest właśnie o nich, nie przeżywają cudzej historii, co czasem się zdarza w scenariuszach (nie tylko quentinowych).
2. Konsekwentny, przejrzysty skład (ubarwiony ilustracjami), czytelność całego tekstu (dobry dobór informacji ważnych i odrzucanie mniej istotnych), a także poprawność językowa i edytorska. Sporo smaczków stylistycznych: „absztyfikant”, „księżniczkowata”, „najobrzydliwsza kreatura, jaką zrodziło Imperium”.
3. Dużo informacji i podpowiedzi mechanicznych, niekiedy uzależnionych od decyzji i pomysłowości graczy.
4. Celny koncept z oszustwem Johna (s. 4 i 6), dający sporo możliwości osobom odgrywającym parę zakochanych.
5. Poruszenie tematyki płci i klasy, z pewnym wsparciem mechanicznym (Punkty Specjalne opisane na s. 6). To nie jest scenariusz burzący wszelkie stereotypy, ale nawiązanie do wiktoriańskiej struktury społecznej nieźle wpisuje się w szeroko rozumianą konwencję Wolsunga.
6. Świetna sceneria Ogrodów Opackich, opisana zarówno z myślą o nastroju sesji, jak też z uwzględnieniem elementów istotnych w trakcie konfrontacji.
7. Na samym początku tekstu: zwięzłe i jednocześnie atrakcyjne językowo streszczenie fabuły, podanie najważniejszych informacji o scenariuszu, fachowe określenie konwencji oraz istotnych tematów.

Na minus
1. Tekst nie pozostawia zbyt dużo miejsca dla fabularnej aktywności graczy. Podejrzewam, że sesja będzie się składała głównie z testów oraz konfrontacji, a ponieważ niektóre z tych ostatnich mogą nie mieć miejsca, przygoda może się okazać znacznie krótsza, niż zaplanowano.
2. Zbyt mało jest w scenariuszu pomysłów na rozwijanie relacji między postaciami, a także na zmienianie się poszczególnych bohaterów. Są tylko wzmianki na ten temat (np. o Lady Vivianne na s. 1 i 6), a skoro już decydujemy się na gotowe postacie, to dobrze byłoby pełniej wykorzystać ich potencjał.
3. Słabo zaznaczeni antagoniści.
4. Dwa warianty fabularne (gobliński i Matyldy) na pierwszy rzut oka wydały mi się atutem scenariusza, ale po namyśle mam pewne zastrzeżenie. Otóż w wariancie Matyldy scenariusz może się tak potoczyć, że Hampstead nie będzie miał swojej kluczowej sceny i konfrontacji, przez co do końca sesji pozostanie bohaterem planu pierwszego i pół. Byłoby to szczególnie niekorzystne ze względu na to, że scenariusz miał poruszać problemy klasowe, a tutaj okazuje się, że ork-sługa może mieć znacząco mniej do zrobienia niż para wolnych ludzi. Dlatego w moim odczuciu lepszym wyjściem byłoby sprowadzenie obu wariantów do wspólnej sekwencji: knajpa, zaplecze, Matylda, gobliny.
5. Brakuje danych mechanicznych na temat Klary i Matyldy (w jednym z wariantów fabularnych mogą się przydać w finale).
6. Czy Punkty Specjalne nie są aż nazbyt znaczną pomocą dla grających? W wolsungowej mechanice specjalne żetony o kilkopunktowej sile to wszak bardzo duży bonus…
7. Wybrałbym dla scenariusza inny tytuł, jako że slapsticku wbrew zapowiedziom nie ma tutaj zbyt wiele.
8. Detal: w opisach BG (oprócz Lady Vivianne) nie ma informacji o rasie (trzeba się ich doszukiwać w tekście).
9. Następny detal: do edytorskiej pełni szczęścia brakuje tylko wyjustowania.

Maciej Reputakowski

Poniższe uwagi skierowane są do autora/autorki lub osób, które przeczytały scenariusz i rozważają jego poprowadzenie. Do autora/autorki: w razie niejasności jestem w miarę wolnego czasu i możliwości dostępny. Najchętniej pod e-mailem: repek@polter.pl

Rzeczy godne uznania:
1. Przejrzysty układ tekstu, pasujące do konwencji ilustracje (pierwsza znacznie lepsza).
2. Szybkie wprowadzenie w temat i przebieg scenariusza.
3. Gotowe postaci, dopasowane do scenariusza. Treściwie spisane, z nutką dowcipu.
4. Feministyczny Order Płonącego Stanika za rozróżnianie Mistrza i Mistrzyni Gry oraz gracza i graczki.
5. Słuszna sugestia dotycząca sposobu zakomunikowania tego, że Vivianne została uwiedziona mocą. MG nie powinien mieć problemu z dopasowaniem rozwiązania do swoich graczy (ich preferencji lub umiejętności).
6. Przejrzysty podział scenariusza na sceny.
7. Propozycje wystroju scen (np. gabinet osobliwości).

Rzeczy warte rozpatrzenia:
1. Zamiast opowiadać graczom, jaka jest sytuacja wejściowa, należy po prostu zacząć prowadzić. Na tym właśnie polega chwyt in medias res.
2. Można się zastanowić nad rozegraniem scenariusza bez postaci Hampsteada, który swoją obecnością osłabia relację między Vivianne i Johnem.
3. Na pewno na sesji na podstawie tego scenariusza nadarzy się sporo okazji, by gracze coś efektownego i efekciarskiego zrobili. Trochę jednak brakuje w poszczególnych scenach większej ilości wyzwań dla BG. W tych, które są, brakuje widowiskowości.
4. Motyw matki z wykłutymi oczami jakby z zupełnie innej bajki. I to jeszcze z jakimś seksualnym podtekstem. Nawet w tak pretekstowym scenariuszu niespecjalnie trzyma się to kupy.
5. W scenariuszu zupełnie wyparowała kwestia oczarowania Vivianne przez Johna. MG musi sensownie umiejscowić kulminację tego wątku.

Ogółem:
Pomysł ciekawy, sposób spisania solidny, tekst jest gotowy do użycia niemal z marszu. Niestety, sam scenariusz nie jest zbyt porywający. Gracze/-ki wraz z Mistrzem/Mistrzynią Gry pewnie będą się przy nim dobrze bawić, bo otrzymają do rąk ciekawe postaci i niegłupią sytuację startową. Ale to trochę za mało. Przydałoby się więcej pomysłów na urozmaicenie poszczególnych scen.

Michał Mochocki

Łatwy, lekki i przyjemny, ale też nie zapada w pamięć. Ze względu na komediową konwencję nie będę się czepiać wiarygodności w postępowaniu postaci. Szczególnych wad nie ma, napisany jest sprawnie, ale bez rewelacji. Poza tym bardzo krótki, jeśli odliczyć karty postaci. Czy “rozmiar” ma znaczenie? Dla mnie ma o tyle, że jest miarą wysiłku włożonego w opracowanie scenariusza. Jak na publikację w magazynie RPG-owym, tekst się nadaje i wstydu nie przyniesie. Jak na Quentina – trzeba się bardziej napracować.

[collapse]

Leave a Reply

Your email address will not be published.