W poszukiwaniu poszukiwacza

Scenariusz Konkursowy:

W poszukiwaniu poszukiwacza Zuzia Bluszcz

 

System: brak

Setting: XIX-wieczne Kongo

Gotowa mechanika: brak

Modyfikacje zasad: brak

Ilość graczy: 4

Gotowe postacie: tak

Ilość sesji: 1+

Dodatki: mapy, rysunki postaci

Opis: Autorska przygoda osadzona w realiach historycznych XIX-wiecznej Afryki. Gracze wcielają się w grupę Europejczyków i Afrykańczyków, którzy w 1849 roku przybywają do Konga, aby odnaleźć swojego zaginionego przyjaciela i bliskiego Oliviera Landona.

Spoiler

Mateusz Budziakowski

Zawsze z przyjemnością czytam scenariusze historyczne (zwłaszcza te dobrze napisane) – nasza historia to kopalnia pomysłów i inspiracji, które warto wykorzystywać. Szczególnie cenię teksty poruszające nietypowe/szerzej nieznane wydarzenia – stąd też z nadzieją i zainteresowaniem zasiadłem do lektury „W poszukiwaniu poszukiwacza”. Powstanie w Kongo, kolonialiści, bezwolni władcy… duży plus za odważne i nietypowe tło.

Wiek XIX, wyprawa do Afryki! Doktor Livingstone, Tomek Wilmowski, Staś i Nel – autor dość sugestywnie przybliża nam tamte klimaty, a sam tekst czyta się jak niezłe opowiadanie. Szkoda tylko że niestety trochę za mało jest w nim RPG… dałbym np. postaciom graczy większe możliwości interakcji. Niepokoje społeczne w Kongo – super, ale może bohaterowie mieliby jakąś większą możliwość działania w tym zakresie? Brak mechaniki w scenariuszu – nie przeszkadza mi, ale na litość, rozmowa z królem-kłamczuchem na temat głównego celu przygody ma być rozwiązana „rzutem na inteligencję”? Ta strona scenariusza – niestety istotna – trochę kuleje.

„W poszukiwaniu poszukiwacza” (nawiasem mówiąc tekst zasługuje na nieco lepszy tytuł) to całkiem ciekawa historia i poprawny scenariusz. Wielka szkoda, bo z zarysowanych konceptów można było wycisnąć o wiele więcej.

Artur Ganszyniec

Mroczna opowieść o podróży w głąb pre-belgijskiego Konga. Otwarcie obiecuje nawiązanie do Jądra Ciemności i słowa dotrzymuje. Dostajemy bardzo solidnie opracowane tło historyczne, klimatyczny list otwierający opowieść, dwa zestawy porządnie opracowanych postaci z motywacjami, które same z siebie napędziłyby niejedną przygodę. Do tego dochodzi istotny dla fabuły wątek homoerotyczny, skomplikowana sytuacja polityczna, prawdziwi dranie i niejednoznaczni bohaterowie i okazja by poznać wiele mrocznych aspektów kolonializmu. Konflikt w drużynie jest prawie pewny – co nie jest zarzutem. Mam natomiast problem z tym, że tekst balansuje gdzieś między scenariuszem a opowiadaniem: autor zakłada jakie będę decyzje postaci i opiera na tym rozwój wydarzeń, tworząc spójną całość, którą obecność graczy zapewne by popsuła. Posłowie tłumaczące, że oczywiście można to wszystko rozegrać inaczej i wtedy cały scenariusz też będzie zupełnie inny jest raczej próbą wybrnięcia z sytuacji, niż realną pomocą dla MG. Całość jest jednak z wszech miar godna przeczytania. To dobry tekst, który przedstawia ciekawe tło historyczne, jest pięknie złożony i daje szansę na niezłą opowieść.

Paweł “Gerard Heime” Jasiński

Ten scenariusz o nieciekawiej nazwie to naprawdę nietuzinkowa, dramatyczna opowieść czerpiąca zarówno z Jądra Ciemności jak i (mroczniejszej) literatury podróżniczej. Autor zadbał o ciekawe postaci o skonfliktowanych interesach i ukrytych pobudkach, wziął na tapetę trudny temat kolonializmu i niewolnictwa, zafundował kilka dramatycznych scen i momentów, okrasił całość solidną wiedzą na temat realiów XIXw Konga, budującą nastrój szatą graficzną i przydatnymi rekwizytami jak listy i mapki.

Gdy pominiemy różne nielogiczności (czemu Volkov zupełnie bez sensu pcha się w ogarnięty powstaniem kraj za bohaterami?) wychodzi na to, że „W poszukiwaniu poszukiwacza” jest doskonałym kandydatem do finału. A raczej byłby, gdyby nie totalny brak interaktywności i jazda po szynach aż do samego końca. W historii jest co najmniej kilka dramatycznych momentów w których bohaterowie mogliby działać, ale zamiast tego autor scenariusza spycha ich do roli biernych obserwatorów. Jedyne pole do manewru dla graczy to sposób traktowania czarnych przez BG. W niektórych momentach scenariusz wręcz mówi jak BG powinien zachować się w danej sytuacji, pozostawiając graczowi tylko zabawę w teatr improwizowany. Historia posiada teoretycznie otwarte zakończenie, ale scenariusz nie daje MG żadnych narzędzi ani podpowiedzi jak rozegrać finał. Nie pomaga też brak mechaniki, który pogłębia wrażenie, że nie jest to poprawny scenariusz erpegowy. Jedyną okolicznością łagodzącą jest na tyle czytelne i plastyczne odmalowanie sytuacji, że MG jest teoretycznie w stanie zaimprowizować przebieg nieprzewidzianych przez autora. Złe wrażenie jednak pozostaje.

Michał Mochocki

Przygoda w XIX-wiecznym Kongo, inspirowana “Jądrem ciemności” i powieściami podróżniczymi, a zarazem oparta o solidną znajomość realiów? Tylko przyklasnąć! Pierwsze 20 stron zrobiło mi wielki apetyt. Tło historyczne – niezbędne, zwięźle i ciekawie nakreślone. Dzieje zaginionej wyprawy, której śladem iść mają bohaterowie – jak wyżej. Gotowi bohaterowie graczy – perełka! Bohaterowie niezależni – druga perełka! Kolejne pochwały należą się za ilustracje, mapki i pomysł z koszem rekwizytów. Niestety, fabuła kładzie wszystko na łopatki. Jest to prosta, liniowa podróż od sceny do sceny, do tego obarczona niejednym wąskim gardłem, które przejść można tylko w jeden konkretny sposób. Np. jeśli gracze nie pozyskali po drodze murzyńskich przyjaciół, nie mają szans zdobyć kluczowych informacji w stolicy i najprawdopodobniej tam utkną (nie wiadomo, scenariusz nie mówi, co wtedy zrobić). A co gorsza, decyzyjność bohaterów jest iluzoryczna. Niemal cały czas są pod kontrolą zbrojnej grupy, która jest zbyt silna, by z nią walczyć, a uciec nie można, bo samodzielnie nie przetrwają w dżungli. Od postępowania bohaterów zależą tylko lepsze lub gorsze warunki życia: jeśli byli życzliwi dla czarnoskórych, będą traktowani lepiej przez kongijskich rebeliantów. Jest to tym smutniejsze, że w scenariuszu jest mnóstwo dramatyzmu, dynamiki, spisków i konfliktów, w których mogliby odegrać rolę sprawczą, zwłaszcza na dworze kongijskiego króla. Niestety, tak się nie dzieje. Zamiast wykorzystać Europejczyków do swoich celów, król udziela im gościny i traci nimi zainteresowanie. Rozczarowuje też finałowa konfrontacja, która może być rozwiązana tylko przez strzelaninę i to w układzie sił na wybitną niekorzyść graczy. Jedyna istotna dla fabuły decyzja dotyczy postaci Helen, która może zwrócić się przeciw drużynie, nawiązując sojusz z Wolkovem, ten wątek jednak (jak parę innych) jest niedopracowany i chyba nieprzemyślany. Wielka szkoda. Gdyby gameplay był choć w połowie tak dobry jak świat i bohaterowie, byłby to dla mnie zwycięzca Quentina. A tak – to mój zwycięzca w kategorii “największe rozczarowanie”.

Jakub Osiejewski

Ambitne, trudne. To świetny tekst, który warto przeczytać, ale czy jest RPGowy? To chyba bardziej opowiadanie niż scenariusz. I tu pojawia się problem, ponieważ jako tekst jest to jeden z najlepszych tekstów nadesłanych na jakiegokolwiek Quentina.

Postaci są świetnie opracowane i na pewno trafią w gusta niejednej drużyny. W tym scenariuszu też motorem są konflikty między postaciami, jednak tutaj mogę wyobrazić sobie sceny, gdzie konflikt między stronnictwem „liberalnym” a „konserwatywnym” w ogóle nie wejdzie w grę. Co gorsza, niekiedy trudno mi w tekście dojrzeć różnicę między bohaterem gracza a niezależnym – a to już jest poważna wada. Sojusz Hellen (w moim odczuciu głównej postaci scenariusza) z Volkovem wydaje się być nieunikniony. Podobnie, irytuje szaman Mabruki, który nie chce oddać dziennika, celowo wybierając najmniej przyjazne postaci.

W wielu miejscach scenariusza to Bohaterowie Niezależni mają inicjatywę, a BG mogą łatwo zginąć lub odłączyć się od drużyny. Przygoda przypomina nieco interaktywny film, gdzie gracze mogą nieco zmienić nastawienie postaci, ale w ostatecznym rozrachunku fabuła pobiegnie tą samą drogą. Nie jest to tak naprawdę wada – sam znam graczy preferujących taki styl rozgrywki – ale nie wszystkim się to spodoba.

Zestawiając powyższe, dziwi otwarte zakończenie – bohaterowie w końcu docierają do poszukiwanego poszukiwacza, i dochodzi do konfliktu między Volkovem a drużyną graczy… i to wszystko. Grający nie dowiedzą się o przebiegu powstania króla, o dalszych losach Rodrigo Soaresa (a szkoda, bo wielu bohaterów niezależnych naprawdę zapada w pamięć) – mogą jedynie opisać swoje dalsze losy po konfrontacji z Volkovem.

„W poszukiwaniu poszukiwacza” to wspaniała, mądra, wciągająca i trudna historia, niestety nie jest to RPGowy samograj. Na pewno warto przeczytać scenariusz – a czy zagrać, to już pozostawiam Mistrzom Gry.

Tomasz Pudło

Zawsze chciałem napisać taki scenariusz – oparty o realia historyczne, a nie fantastyczne, rozgrywający się w jakimś wyjątkowym miejscu. Dlatego podszedłem do „W poszukiwaniu poszukiwacza” z sympatią (mimo koszmarnego tytułu). Pewien wpływ miało tu także solidne przygotowanie scenariusza, schludna szata graficzna nadająca mu specyficznego smaczku i wstęp historyczny.

Niestety, muszę powiedzieć, że ten scenariusz ostatecznie mnie zawiódł. Jest ku temu kilka powodów, ale najważniejsze są dwa: po pierwsze – kończy się w połowie. Historia o ekspedycji ratunkowej powinna moim zdaniem kończyć się albo w momencie jej fiaska albo w momencie jej powrotu do punktu startu, a nie tak jak tutaj – w środku kongijskiej dżungli. Drugi powód jest taki, że scenariusz mimo sugestii różnych możliwych dróg rozwoju sytuacji za bardzo skłania się ku tylko jednej z nich.

Oryginalnie scenariusz nie zawiera mechaniki i szczerze mówiąc zastanawiałem się podczas lektury, czy jest mu ona w ogóle potrzebna i czy nie wypadłby zupełnie dobrze, gdyby rozgrywać go czysto storytellingowo. Niestety wygląda na to, że tak się nie da – jest kilka scen, które odwołują się do rozstrzygnięć losowych, albo których rozstrzygninęcie czysto narracyjnie byłoby problematyczne. Szkoda, bo przy takim a nie innym kształcie fabuły mechanika, która zawsze wprowadza na sesję element nieprzewidywalności, może tylko w nim przeszkadzać.

Opisany kształt fabuły mocno opiera się bowiem na założeniu, że postacie graczy będą postępować tak a nie inaczej. Autorka niby zdaje sobie sprawę z tego, że dała postaciom graczy wolną rękę, ale niestety alternatywne opcje są podane jako wzmianki, co jest niewystarczające do rozegrania ich bez samodzielnego namysłu ze strony czytelnika. A zatem albo pójdziemy z opisanym biegiem scenariusza albo radzimy sobie sami.

Miejsc, gdzie scenariusz może się „wykoleić”, jest wiele. Gracze mogą nie iść na targ niewolników. Albo nie dać się na nim schwytać. Albo zdradzić, że ich tropem idzie ekspedycja Fiodora. Etc. Nie do końca rozumiem też dlaczego niektóre wątki są zasugerowane i porzucone – np. sympatia Fiodora do Anziki; to, jak skończy Silva; kwestia pamiętnika Oliviera, dalsze losy Soaresa. Zupełnie nie rozumiem też dlaczego Fiodor wiedząc, że wybucha powstanie, idzie tropem Hellen, co jest kluczowym elementem scenariusza.

Z własnego doświadczenia wiem, że rozpisanie postaci, które mogą wchodzić ze sobą w konflikt, to dopiero początek pracy. W tym scenariuszu również pojawia się ten problem – niby drużyna może się podzielić, ale nie znalazłem w nim pomysłu jak ten podział ma wybrzmieć. W finale zostajemy w środku dżungli, bez pomysłu na to co dalej, bez epilogów dla postaci. Wiązałem też pewne nadzieje z wątkiem homoseksualnym, ale i on jest niedostatecznie rozbudowany.

Z rzeczy które naprawdę mi się podobały – sny w dżungli, wspomniane wyżej ilustracje i przywiązanie do detali (jak słówka z lokalnego języka, okropna choroba Oliviera, etc.

Z rzeczy, które wypadało zrobić lepiej – moim zdaniem notki dotyczące postaci powinny być przygotowane tak, by można je było od razu dać graczom. Opisy ról są tak rozpisane, że nie wiadomo do kogo są skierowane – przeczyta je prowadzący, ale to są rzeczy, z których powinni sobie zdawać sprawę gracze (np. że mogą swoje postacie prowadzić na różne sposoby). Dalej – siostra Anzika posiada sporą wiedzę, którą gracz powinien przyswoić przed sesją – inaczej prowadzący ciągle będzie musiał mu tłumaczyć z czym co się jego postaci kojarzy (co sprawi, że ta postać będzie bardziej BNem niż BG). No i wreszcie – w trakcie podróży przez dżunglę mało jest scen wprost interaktywnych, zmuszających graczy do przejęcia inicjatywy.

Zdecydowanie jest to scenariusz, którego chciałbym przeczytać więcej. Zauważenie, że fabuła może potoczyć się inaczej nie wystarczy – jeżeli autorka nie chce rozpisywać alternatywnych wydarzeń, to powinna tak ją skonstruować, by kolejne elementy układanki nasuwały się same. W tym wypadku to się nie udało. Nadal jednak „W poszukiwaniu poszukiwacza” oferuje wyjątkową atmosferę i interesujący temat. Szkoda, że pod względem jakości rzemiosła scenarzysty nie wyszło dość dobrze.

Cytacik: „Jedyną postacią, która może zapobiec okrutnemu spaleniu żywcem jeńców, jest Anzika. […] Jeżeli Anzice się powiedzie, jeńcy zostaną skazani na śmierć przez rozstrzelanie.”

Michał Smoleń

Pod tym niefortunnym tytułem kryje się niebanalny, ambitny scenariusz, który trudno jednak ocenić jako pełen sukces.

Zacznę od zwrócenia uwagi na aspekty odróżniające tę przygodę od quentinowego standardu. Akcja osadzona jest w realiach historycznych, które nie służą jednak tylko jako odpustowe tło dla wesołych przygód bohaterów. Tym razem historia potraktowana jest serio: autor wybrał jeden z najciemniejszych wątków historii nowożytnej europejskiej cywilizacji. Nie popada jednak w drugą przesadę, nie mamy tu taniego moralizatorstwa. Lubię, kiedy scenariusze erpegowe dotykają uroczych problemów fantasy-filozoficznych (np. podczas rozważań nad sztuczną inteligencją czy innymi Odwiecznymi Pytaniami). W poszukiwaniu… jest jednak rzadką próbą poważnego podejścia do rzeczywiście ważnych, bolesnych zagadnień.

Najlepszym elementem scenariusza są niewątpliwie postacie graczy. Ich związki z rozgrywającym się w tle konfliktem oraz samym Poszukiwaczem są świetnie zaprojektowane. Różnice ideologiczne mogą podzielić drużynę, angażując graczy w opowiadają historię, ale jednocześnie raczej nie doprowadzą do zakończenia współpracy. A przecież postacie nie ograniczają się do podłoża światopoglądowego: każdy ma także swoją osobistą historię, dotyczącą najważniejszego bohatera niezależnego. Relacje w drużynie mogą więc komplikować się na wielu płaszczyznach: od abstrakcyjnej moralności do zupełnie przyziemnej zazdrości. To najciekawsi bohaterowie tej edycji Quentina.

Zachodnia literatura popularna od kilkunastu dekad uwielbia historię o białym zbawcy, szlachetnym bohaterze, który ratuje z opresji naiwnych, dziecinnych dzikich. W poszukiwaniu… wymaga się tej pułapce podwójnie: z jednej strony, nawet bohaterowie graczy wcale nie są cukierkowo szlachetni, z drugiej, jako jednostki nie mają większego wpływu na prądy historii. To oni muszą walczyć o przetrwanie w świecie, których od nich nie zależy. Zauważmy jednak, że tym samym przygoda odchodzi daleko od erpegowego schematu. Wielu graczom nie przypadnie do gustu to, że przygoda jest raczej liniowa, a ich bohaterowie w gruncie rzeczy niewiele mogą osiągnąć. Często są jedynie świadkami zachodzących wydarzeń. W prawie każdym scenariuszu byłaby to ogromna wada – tutaj jest to po części logiczną konsekwencją wstępnego wyboru. Po szczęści, bo wydaje się, że jednak można było pogodzić te dwie sprzeczne tendencje lepiej. Nie mówię, że jest źle: wybory graczy nie są zupełnie pozbawione znaczenia, w pewnych sytuacjach mają spore pole do popisu, nie brakuje nawet scen akcji. Mogłoby być jednak lepiej. Realia sesji są nieubłagane: znudzeni gracze nie będą podziwiać głębi historii. Co więcej, w wielu sytuacjach bohaterowie mogą wypaść poza proponowany bieg wydarzeń. Bardzo prawdopodobna jest przedwczesna porażka na całej linii – niewątpliwie realistyczna, ale przecież zgubna dla sesji RPG. W kilku momentach autor nie ma też jasnej wizji metody rozwiązywania problemów, co jest związane także z brakiem mechaniki. Ten ostatni jest tym bardziej kłopotliwy, że popularne mechaniki uniwersalne są zwykle zbyt awanturnicze i nie pasują do posępnego realizmu scenariusza.

Ładny tekst i grafiki, choć błagam o większą czcionkę.

Niezmiernie trudno mi będzie wydać ostateczny werdykt. Jak wiele grywalności można poświęcić w imię dobrej i mądrej historii? Polecam każdemu własną lekturę i namysł, z pewnością warto.

Michał Sołtysiak

Jako osoba wychowana na Szklarskim, niesamowitym sentymentem darzę egzotyczne opowieści o Afryce. Takie, gdzie widać, że autor naprawdę chciał coś napisać o prawdziwym Czarnym Lądzie, a nie tylko potraktować pretekstowo i pisać o kolejnych Kopalniach Króla Salomona. Gdy ściągnąłem ten scenariusz i przejrzałem pod względem anonimizacji, od razu mój apetyt wzrósł. Wyglądało, że otrzymaliśmy prawdziwą Conradowską opowieść o kolonialnej Afryce i to tej „najczarniejszej” (nie chodzi o jakiś rasizm bynajmniej).

Zacząłem czytać i początek rzeczywiście mnie zachwycił. Autorka dopracowała wszystko co mógła: tło historyczne, postacie wspierające fabułę, posiadające własne unikalne motywacje i zadbała o to by sam język i liczne afrykańskie terminy podkreślały „afrykańskość” tekstu. Dodatkowo motyw nieudanej podróży męża jednej z postaci idealnie wpisuje się w historyczną mitologię białych odkrywców w XIX wieku. Opis tej pierwszej podróży naprawdę zaostrza apetyt i liczy się na coś wspaniałego. Mamy tu również polecane lektury, muzykę i zdjęcia jak zrobić pomoc dla graczy. Poza tym edycyjnie jest to jeden z najpiękniejszych scenariuszy w tegorocznej odsłonie konkursu.

Kłopot zaczyna się przy czytaniu samej przygody, gdyż odnoszę wrażenie, że autorka odrobinę za bardzo przekroczyła linię pomiędzy scenariuszem a dramą. Sugerowany tok fabuły wymaga wręcz by gracze postępowali w taki a nie inny sposób. Możliwości modyfikacji są niewielkie i fabuła może wręcz utknąć, jeśli gracze nie odegrają właściwie swoich postaci. Szczególnie widać to w przypadku Heleny, sponsorki wyprawy, poszukującej swojego męża, która ma grać na dwa fronty, a to zaś bardzo mocno zbliża jej rolę do BN-a Mistrza Gry. Ma bardzo dużo narzuconych wyborów i cech, które muszą być odgrywane przez danego gracza, żeby akcja posunęła się w kierunku wybranym przez autorkę scenariusza. Są też ewidentne zaniedbania, gdyż część postaci wyraźnie jest traktowana po macoszemu (Zakonnica), gdyż elementy fabularne związane z nią giną z czasem w natłoku innych wydarzeń.

Mamy, choć w dużo mniejszym stopniu, podobny problem co w poprzednim scenariuszu, gdy łatwo W poszukiwaniu poszukiwacza zmienić w ciąg scena, w których gracze odgrywają narzuconą im rolę, ale nie są w centrum uwagi, bo postacie niezależne ukradną im „światło reflektorów”. Przygoda zmieni się wtedy w ciekawą opowieść, ale tylko opowieść, a nie fabułę scenariusza RPG, gdzie gracze grają, a nie tylko odgrywają.

Wciąż jednak scenariusz ten oferuję wspaniałe tło dla rozgrywki, gdyż czytając historię pierwszej wyprawy, po której śladach podąża drużyna bohaterów graczy, od razu zamarzyło mi się rozegrać właśnie dzieje tej wyprawy, a sam obecny scenariusz uznać za kolejny akty. Takie wcielenie się w bohaterów obu wypraw, prowadzone np. naprzemiennie to byłby COŚ. Wtedy na pewno mielibyśmy do czynienia ze scenariuszem bezapelacyjnie godnym Quentina, bo potencjał jest, jedynie wykonanie nie do końca satysfakcjonuje.

Najważniejsze zalety: Setting i dopracowanie, aż chce się pograć w kolonialnej Afryce.

Najważniejsze wady: To bardziej drama niż scenariusz.

Dominika “Blanche” Stępień

„W poszukiwaniu poszukiwacza” to niewiele mówiący i niezbyt zachęcający tytuł. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy po otworzeniu pliku moim oczom ukazała się praca, którą można opisać chyba tylko, jako profesjonalną.

Wiem, że powinnam skupić się przede wszystkim na kwestiach merytorycznych, jednak zacznę od tego, co najbardziej rzuca się w oczy: scenariusz jest po prostu piękny. Dobrze złożony, fantastycznie zilustrowany – pod względem estetycznym autor zadbał o każdy szczegół i obcowanie z jego pracą to ogromna przyjemność. Sam tekst jest przy tym sensownie poukładany, co ułatwia poruszanie się po nim. Brakuje natomiast indeksu lub spisu treści.

Przygoda osadzona jest w realiach historycznych, w XIX-wiecznym Kongo, w związku z czym na początku znajduje się krótka historia kraju, wraz z wprowadzeniem z sytuację polityczną tamtych czasów. Można by pomyśleć, że to niepotrzebne wydłużanie pracy, uważam jednak, że to na tyle specyficzne realia, iż taka sekcja jest rzeczywiście przydatna i znacznie ułatwi MG życie. Dodatkowo, na końcu autor podaje krótką inspirującą bibliografię, a nawet kilka propozycji podukładu muzycznego na sesję. Dobrze, że o tym pomyślał – w ten sposób scenariusz można poprowadzić bez konieczności dodatkowego dokształcania się.

Przygoda zawiera gotową drużynę, co więcej bohaterowie są doskonale wkomponowani w scenariusz – to jego największy atut. Każda z postaci jest świetnie opisana, pięknie zilustrowana, ma indywidualną i wcale nie oczywistą motywację do uczestnictwa w tytułowych poszukiwaniach. Czteroosobowa grupa podzielona jest na dwie charakterystyczne frakcje, reprezentujące przeciwstawne światopoglądy, co z pewnością będzie pozytywnie wpływać na dynamikę sesji i interakcje w grupie. Wprawdzie scenariusz nie zawiera mechaniki (nie był pisany pod żaden konkretny system), jednak autor nie pominął tego aspektu całkowicie – w opisach bohaterów znajdują się również wskazówki dot. tego, które współczynniki powinni mieć wysokie, a które niskie lub przeciętne – bardzo fajne rozwiązanie.

Podobnie, chociaż z mniejszą dokładnością, potraktowano bohaterów niezależnych – tylko przyklasnąć. Każdy z nich ma określony jasno cel, przy czym można, mniej więcej, podzielić ich na dwie frakcje, pomiędzy które zostają wrzuceni bohaterowie graczy – popierających niewolnictwo białych i dążących do wyparcia Europejczyków tubylców.

Fabuła opiera się nie tylko na poszukiwaniu zaginionego krewnego czy przyjaciela, lecz również na finałowym starciu wspomnianych stronnictw, bohaterowie zaś mają szansę stać się języczkiem u wagi, który wpłynie na to, jak potoczy się przyszłość Konga. Czy też raczej – powinni mieć szansę. W tym momencie dochodzimy do punktu, w którym musiałam powściągnąć entuzjazm i zachwyty nad „W poszukiwaniu poszukiwacza”. Niestety, obecność bohaterów ma niewielki wpływ na sytuację polityczną, mimo że znajdują się oni w samym środku zawieruchy. Teoretycznie mogliby dokonać naprawdę wiele, tymczasem autor zakłada, że gracze pozwolą biernie ciągnąć się przez dżunglę grupie Kongijczyków i pozostawia im bardzo niewielkie pole manewru, ograniczone właściwie do zdobywania przychylności NPC-ów. To jedyna, lecz przy tym bardzo poważna wada scenariusza. Jasne jest, że bohaterowie czują się w Kongo obco, a dżungla jest dla nich nowym i niebezpiecznym środowiskiem. Mimo to, to przecież bohaterowie: jako jednostki kompetentne powinni być w stanie zrobić więcej, niż sugeruje to autor.

Szkoda, że scenariusz, który na początku sprawia tak dobre pod każdym względem wrażenie ostatecznie okazuje się dawać niewielkie pole do popisu graczom – gdyby nie ta poważna wada „W poszukiwaniu poszukiwacza” mogłoby być jednym z kandydatów na zwycięzcę. Mam szczerą nadzieję, że „W poszukiwaniu…” zostanie kiedyś poprawione i ponownie zaprezentowane publicznie – to tekst na który naprawdę warto czekać.

Mateusz Wielgosz

Szkoda mi krytykować tak świetnie przygotowaną, spisaną, zredagowaną przygodę z estetycznymi grafikami i czytelnym układem. Niestety pod tą solidną robotą, kiedy już zapoznamy się z rozległym tłem i świetnie rozpisanymi Bohaterami Graczy, kiedy dochodzi do wydarzeń w czasie sesyjnym, robi się skromnie.

Ciekawy motyw szamana poddającego graczy próbie został opisany po macoszemu, ze wskazaniem na „MG wymyśl to sobie jakoś fajnie”. Niedługo później następuje świetna eskalacja – rozpoczyna się rewolucja, gracze lądują w centrum brutalnego i bezlitosnego konfliktu… i po prostu w nim trwają. To przygoda drogi w której gracze nie mają swobody i pola do działania. Mogą mieć co najwyżej lepsze lub gorsze relacje z otaczającymi ich Kongijczykami.

Hellen ma pewne pole manewru – tajnego sojusznika z ramienia Volkova, ale tak w sumie jest to po prostu informacja, którą ciężko przekuć na działanie. Tak więc po wycieczce krajoznawczej zostaje nam ucieczka z niewoli i kulminacyjna scena w jaskini.

„W poszukiwaniu poszukiwacza” było miłą lekturą. Brawa za oprawę, solidne przygotowanie, estetyczny i poprawnie napisany tekst. Mamy tu też jedną z lepiej napisanych drużyn w tej edycji (oraz ciekawych BNów). Niestety nie jest to dobry scenariusz RPGowy.

Paweł Bogdaszewski

Pierwsze wrażenie
Scenariusz wita nas słabym tytułem(co rozumiem, sam jestem w tym kiepski), by zaskoczyć świetną, pięknie zilustrowaną i związaną z niebanalnym tematem oprawą. Już pierwsze fragmenty tekstu zapowiadają się znakomicie. Pasjonujące historyczne realia(Kongo w dziewiętnastym wieku), staranność opisu, sugestie mechaniczne bez samej mechaniki(znakomite rozwiązanie dla wszystkich którzy i tak wykorzystają własną). Odrobinę niepokoi sama rozległość wprowadzenia(wątek fabularny zaczyna się na 19 stronie!), jednak jeśli fabuła utrzyma ten poziom, znalazłem swojego faworyta.

Bohaterowie
Intrygujący. To pierwsze słowo które przychodzi mi na myśl. Homoseksualny młody lekarz, piękna odrzucona dama, staczający się oficer, murzyńska zakonnica. Kompozycja całkiem ciekawa, choć mam pewną wątpliwość. Autor sugeruje że pomiędzy bohaterami może powstać pewnego rodzaju front.
Lekarz z zakonnicą mogą skłaniać się do abolicjonizmu, oficer z damą być konserwatywni w tym polu. Konflikt równie często może napędzać zabawę, co ją zepsuć. Szczególnie że postępowa „frakcja” BG jest zarówno bojowo jak i pod kątem wpływów znacznie słabsza od „konkurencji”. Uważam że zabieg domyślnego skonfliktowania BG powinien być lepiej przemyślany a najlepiej oparty o dwie płaszczyzny, w której każda z postaci jest zarówno sojusznikiem jak i przeciwnikiem każdej innej. Jednak sensowność takiego rozwiązania ujawnić może dopiero fabuła – w niej wspomniany konflikt to tylko smaczek, mający wpływ jedynie na finał przygody.
Ciekawym zabiegiem jest podwójna motywacja bohaterów. Dla przykładu: dama może zarówno usiłować odnaleźć i związać ze sobą męża, jak i starać się potwierdzić(zaaranżować?) jego śmierć. Niestety Autor najwyraźniej zapomina o tym w samym scenariuszu, domyślnie sugerując tylko jeden typ motywacji u każdego z bohaterów.

Fabuła
Jedna wątpliwości pojawia się w pierwszych scenach. Rozpisane są na tyle szczegółowo i nie zależnie od Graczy że mam wątpliwości czy ułuda wolnego wyboru nie powinna być oferowana. Dalej jest już lepiej, scenariusz jest częściowo liniowy lecz wybory zaczynają mieć znaczenie.
Rewolucja opisana jest ciekawie i wydaje się że powinna wprowadzić ciekawy nastrój. Gotowe wydarzenia z różnymi rozwiązaniami w zależnymi od postaci to sensowny kompromis pomiędzy grywalnością oraz konwencją, a poczuciem wpływu na grę. Każda z postaci posiada własną role.
Wszystko jest ciekawe, lecz osoby bardzo niechętne liniowości i dążące do większego efekciarstwa mogą poczuć się zbudzone i odgórnie kierowane. Momentami mam wrażenie zbyt dużej obecności scen – wypełniaczy. Scenariusz mógłby zyskać na skróceniu.
W pewnym momencie fabuły pojawia się informacja że podczas wędrówki kobiety obozują oddzielnie od mężczyzn. To świetny moment na wspominanie przez mnie przełamanie konfliktu wewnątrz drużynowego. Zaprzyjaźnienie się różnych od siebie bohaterów w zaistniałych okolicznościach mogło by być bardzo ciekawym smaczkiem, wartym wspomnienia.

Bohaterowie niezależni
Różnorodni, sensownie nieliczni, mający własne cele. Jedyne co budzi moje wątpliwości to nadmierny nacisk na bezpośrednie ukazanie zła handlarzy. Założenia przeczą jednak wydarzeniom i owe postaci mogą ukazać się jako niejednoznaczne zło, które wynika nie z stosunku do białych, lecz czynów.

Podsumowanie
„W poszukiwaniu” to scenariusz niezwykły. Bardzo starannie przygotowany, osadzony w intrygujących realiach i oferujący sporo ciekawej fabuły. Niestety zawiera błędy oraz rozwiązanie które nie każdemu przypadną do gustu. Moim zdaniem jest to jednak dzieło na tyle ciekawe i solidnie przygotowane, że na tą chwile (nie znam jeszcze 10 scenariuszy) to mój faworyt (po przeczytaniu wszystkich scenariuszy Poszukiwacz ustępuje Niedokończonemu).
Bez tego scenariusza nie tylko nie stworzył bym takiej fabuły, ale też nie wymyślił/poznał intrygujących realiów (jako tła do RPG). Na pewno poprowadzę sesje na podstawie „w poszukiwaniu poszukiwacza”, nawet jeśli będę zmuszony do cięcia go brzytwą Okhama.

[collapse]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *