Scenariusz Konkursowy:
Per aspera ad astra Drakun
System: Wampir: Mroczne Wieki
Setting: pogranicze czesko-polskie, rok 1419
Gotowa mechanika: oryginalna
Modyfikacje zasad: brak
Ilość graczy: niesprecyzowana
Gotowe postacie: brak
Ilość sesji: niesprecyzowana
Dodatki: brak
Opis: Bohaterowie graczy znajdują się na pograniczu czesko-polskim, chroniąc się przed husyckimi rozruchami, które mogą zagrażać ich nie-życiu. Podczas pobytu w jednej z wiosek są świadkami rzezi dokonanej na mieszkańcach przez grasującą po okolicy grupę wampirów. To jednak nie koniec, gdyż czekają na nich liczni wrogowie i groźny, szalony Nosferatu.
Komentarze:
Marcin Blacha
A zdawało mi się, że takie cyrki istnieją już tylko w dowcipach z brodą, bo na sesjach umarły wraz z drugą edycją Wampira: Maskarady. Tymczasem, jak się okazuje, wciąż jeszcze ktoś gra w historie, w których wampiry mnożą się jak mrówki, zaludniają świat tabunami i nawet w górach, gdy zajrzy się do jaskini, miast natknąć się na misia drużyna znajduje pogrążonego w letargu krwiopijcę.
W tym scenariuszu bohaterowie mają wątpliwe motywacje, natomiast nie mają nic ciekawego do zrobienia. Jest to przygoda poniżej przeciętnej i chociaż w z reguły w każdym scenariuszu potrafię znaleźć jakieś smaczki i jasne punkty, tutaj poniosłem porażkę. Może z jednym wyjątkiem – ciekawym eksperymentem jest zapis tekstu w formacie html, który co prawda nic nie wnosi, ale pokazuje, że jak ktoś chce, to można i tak.
Artur Ganszyniec
Specyficzna forma kryjąca w sobie kuriozalną treść. Lubię ciekawe rozwiązania, gdy te czemuś służą – dlaczego autor zdecydował się na format html w zupełnie liniowej przygodzie, pozostaje dla mnie tajemnicą. Zastanawiające jest również przesuwanie kluczowych dat dla settingu, skoro nic w tekście nie wymaga, ani nie uzasadnia takiej zmiany. Gdy dodamy do tego zerowe motywacje graczy, brak obsługi jakichkolwiek nieszablonowych zagrań, brak mechaniki, przemowy głównych złych rodem z filmów klasy „Z” i finał, w którym większość akcji graczy wywala przygodę, nie zdziwimy się nawet, że podstawą scenariusza jest slapstikowa pomyłka między słowem „topór” a „torpor”.
Zalety: hmm…
Wady: Zerowe motywacje, brak mechaniki, scenariusz łatwy do popsucia.
Jednym zdaniem: Nieczytelna forma kryjąca w sobie treść, która ma pewne walory jako ciekawostka, jednak nie sprawdza się jako scenariusz.
Magdalena Madej-Reputakowska
Powinnam napisać recenzje Per Aspera Ad Astra w notatniku, a następnie wrzucić ją na stronę internetową i wysłać autorowi zrzut z ekranu.
Scenariusz jest spisany w skrajnie niechlujny sposób. Zapoznanie się z fabuła to prawdziwa „droga przez ciernie”, którą potęguje zupełny brak staranności w przygotowaniu wydarzeń. Scenariusz jest pełen absurdalnych rozwiązań fabularnych, które w nieudolny sposób starają się zachować ostatki logiki. Rola graczy jest praktycznie sprowadzona do zera i drużyna nie ma realnego wpływu na rozwój opowieści – autor sam przyznaje, że grający nie otrzymują informacji pozwalających im rozwiązać zagadkę. Na zakończenie zupełnie „urzekła” mnie edytorska intryga z literówką, której rozwiązanie jest kluczowe dla zakończenia scenariusza.
Ogromnie proszę autora Per Aspera Ad Astra o uważne przeczytanie scenariuszy jaki przez te lata przychodziły na konkurs i zapoznanie się z podstawami spisywania przygód.
Tomasz Z. Majkowski
Ekscentryczna forma tego tekstu: format HTML i nieczytelne tło, skrywają modelowo wręcz konwencjonalną treść. Warto przeczytać go choćby dlatego, żeby przekonać się, jak nie należy konstruować przygód i na co cierpi większość scenariuszy do WoDu: otóż, w tej przygodzie, jak legionie jej podobnych, pretekstowa drużyna przemieszcza się po pretekstowym, ale pretensjonalnym świecie, będąc świadkiem pozbawionych sensu rozgrywek starszych wampirów. Nie może wziąć w nich udziału, nie rozumie, co i po co się dzieje, cały czas jest manipulowana a na koniec ogląda, jak potężny rytuał nie udaje się z banalnego, komicznego wręcz powodu.
Tu dostajemy to wszystko w uderzeniowej dawce: powód, dla którego rytuał się nie udaje, jest całkiem groteskowy, potężni i tajemniczy enpisi wręcz lśnią od Mrocznej Mocy, a za tło służy nie wiedzieć czemu precyzyjnie określona, lecz zupełnie nie opisana okolica, gdzieś pod Pragą. Powód, dla którego tak ściśle ustalono datę i miejsce kompletnie pozbawionych historycznego kontekstu wypadków spowija mgła takiej samej tajemnicy, jak niemożliwe do rozwiązania, acz intrygujące zagadki, od których w scenariuszu aż gęsto. Być może autor uznał, że Czechy są takie romantyczne?
Dość jednak pastwienia się. Najlepsze, co znajdziecie w tej przygodzie, to tytuł. Pozwala on mieć nadzieję, że autor pokonuje właśnie trudy twórczego pisania, by za jakiś czas sięgnąć gwiazd. Czekamy.
Krystyna Nahlik
…
Tomasz Pudło
Scenariusz nie wiadomo czemu nadesłany w formacie html, w dodatku bardzo słaby. Weźcie na początek najbardziej naiwną sesję DnD, w której uczestniczyliście, i ubierzcie ją w ciuszki Wampira – Mrocznych Wieków. Potem poszatkujcie fabułę zapominając o niektórych wydarzeniach, dajcie BNa przewodnika oraz zagadkę opartą na przejęzyczeniu (topór/torpor). Ach, byłbym zapomniał, na początek obowiązkowe obicie graczy. Bardzo słaby tekst; byłby nieużyteczny nawet wtedy, gdyby napisano go do jakiegoś bardziej popularnego systemu.
Maciej Reputakowski
W trzech akapitach:
Niezwykła, bardzo niewygodna w lekturze forma strony internetowej o bardzo szerokiej kolumnie. Wystarczyło przekleić tekst do pliku, by było lepiej. W tym kształcie mniej czytelny byłby tylko SMS. Ale nie to jest głównym problemem. Scenariusz jest po prostu niezbyt ciekawy, a do tego chaotyczny, bez głębszej myśli przewodniej.
Spisano go bardzo szczątkowo, nieporządnie. Sam autor pisze, wystawiając sobie negatywną opinię: „Według pierwotnego zamierzenia, gracze mieli mieć realny wybór między Camarillą i Sabatem, leeeecz nie zdążyłem porządnie spisać wersji scenariusza dla Sabatu.”
I niech to posłuży za recenzję. Autorowi, jeśli ma chęć i wolę rozwinięcia swoich umiejętności, warto polecić lekturę najlepszych scenariuszy z tej i poprzednich edycji Quentina. Są dobrą szkołą tego, jak pisać scenariusze i na co zwracać uwagę, by własny tekst był użyteczny dla innych. Na razie pochwalić można tylko odwagę zmierzenia się z czytelnikami.
Gdyby autor chciał porozmawiać o scenariuszu, jestem – w miarę czasu i możliwości – do dyspozycji. GG: 1416169, e-mail: repek@polter.pl
Aleksander Ryłko
Scenariusz jest przeznaczony do Mrocznych Wieków, chociaż, gdy się nad tym poważniej zastanowić, to można go osadzić w dowolnym fantaziaku – wampiry są tutaj jedynie pretekstem i jeśli anarchistów zamienić na orków, a naszych dzielnych BG na drużynę rodem z DnD, to scenariusz dalej by prezentował się podobnie – ot kilka zmian trzeba by wprowadzić i już. A jeśli trzymać się wampirzych klimatów, to nazwa Ravenloft sama ciśnie mi się na usta. Mało Wampira w tym Wampirze.
Najpoważniejszą wadą scenariusza jest to, że od graczy praktycznie nic nie zależy. Chcą, czy nie chcą – questa wezmą (a jak nie, to dominacją ich), jeśli spróbują zejść na bok, to zostaną elegancko na główny tor przygody skierowani ponownie. W zasadzie przepycha się ich przez całą fabułę, a miejsca na decyzje graczy nie ma za wiele.
Nie jestem realistą, wiec nie czepiam się, że pierwsze muszkiety pojawiły się niemal sto lat po dacie określonej w scenariuszu.
Michał Sołtysiak
Scenariuszowi nadano formę strony html, co nie do końca ukrywa niedopracowania, za to utrudnia czytanie. Tym samym mamy kolejne liniowe sceny opisujące losy wampirów w średniowieczu, na Ziemiach Czeskich. Im dalej w kolejne podstrony, gdzie poznajemy kolejne losy drużyny, tym bardziej widać tzw zjawisko „Turbowampiryzmu”, czyli coraz większa ilość klanów, coraz więcej krwi i potężnych wampirów, przy generalnej utracie klimatu, jaki powinien być w Wampirze: Mroczne Wieki. Owocuje to też spychaniem postaci graczy na dalszy plan w kolejnej odsłonie Wielkiej Wojny Wampirów. Gdy dodamy do tego dość oryginalne słownictwo, które bynajmniej nie jest archaizacją, a czymś innym, to otrzymujemy mało przyjazny czytelnikowi scenariusz, który dodatkowo trudno będzie poprowadzić bez modyfikacji. Wystarczyłoby trochę umiaru i ponowna lektura, które by wygładziły stylistykę i pomogły w lepszym napisaniu scenariusza, czyniąc go bardziej grywalnym.
Niestety, choć bardzo liczyłem na dobry scenariusz do Mrocznych Wieków, wyszło jak zwykle.
plusy:
- ładne tło
minusy:
- turbowampiryzm i brak zbalansowania
- dużo błędów językowych
- awangardowa forma nie ułatwia czytania
Joanna Szaleniec
W przeciwieństwie do części członków Kapituły nie jestem zwolenniczką przygód opracowanych w jakiejkolwiek bardziej skomplikowanej formie niż czysty tekst. Sprzyja to przerostowi formy nad treścią, ale to nie jedyny problem. Uważam (choć jestem w tej opinii, jak się wydaje, odosobniona – jednak przy niej obstaję), że RPG jest sztuką tworzenia przy pomocy słowa. Rozumiem oczywiście przydatność dodatków (handoutów), które MG pokazuje graczom dla lepszego odmalowania scenerii czy podkreślenia nastroju. Jednak wprowadzanie dodatkowych elementów graficznych jedynie dla potrzeb czytelnika (tu: Kapituły) w mojej opinii kłóci się z ideą gry fabularnej. Forma graficzna przygody w ogóle nie powinna podlegać ocenie ani w żaden sposób na nią wpływać (nie mówię tu, jak już wspomniałam, o handoutach, ale np. o składzie tekstu). Forma strony www, w jakiej przedstawiono ten scenariusz, wydaje mi się SKRAJNIE NIEWYGODNA tak dla Mistrza Gry, jak i (a może przede wszystkim) dla czytelnika. Posłużenie się tego rodzaju formą wydaje się tym bardziej nieuzasadnione, że autor nie wykorzystuje w żadnej mierze możliwości, jakie ta forma daje (chociażby możliwość zobaczenia statystyk BNa po kliknięciu jego imienia w tekście, nawigacja po nieliniowej, rozgałęzionej przygodzie itp.) Z tego też względu tekst od samego początku bardzo mocno mnie zirytował, ale dołożyłam wszelkich starań, żeby mimo to ocenić go obiektywnie (w przeciwnym razie nie zrealizowałabym własnego postulatu, żeby forma nie wpływała na odbiór treści).
A oto moja możliwie obiektywna opinia o przygodzie:
Przygoda jest dosyć typowa – gdyby jeszcze ośmioletniego chłopca składanego w ofierze zamienić na nagą blondynkę, to byłoby już 100% klasyki. Gracze raczej są miotani przez wydarzenia niż na nie wpływają. Właściwie jedyny moment, gdzie przekazuje im się ster przygody to chwila zmagań z szyfrem. Poza tymże szyfrem niewiele mają szans, by cokolwiek w tej przygodzie samodzielnie rozszyfrować, bo zanim jeszcze dobrze otworzą usta, by wysnuć jakąś hipotezę lub sformułować plan, Mistrz Gry ma za zadanie wepchnąć im do gardła gotowe rozwiązanie na widelcu. Przygoda jednak rozgrywa się w ciekawych realiach i z tego względu może być uznana za godną uwagi.
Ulubione cytaty: „diabły, łojezusmaryja”, „Szaleniec więcej do niczego się nie przyda”