„Shane on you, brothers!” (rtf, pdf, mapy)
Tomasz „Kaduceusz” Pudło
Wyróżnienie
Komentarze:
Magdalena Madej
Scenariusz opisany jest z niespotykaną lekkością i swadą, aż czuć gorący piach na twarzy oraz smak ołowiu w ustach, a także wyjątkowo przejrzyście oraz logicznie, aż chce się siadać i prowadzić. Owacje na stojąco dla autora, który prezentuje gotową do prowadzenia przygodę, która nie wymaga od Mistrza Gry przerabiania, dokańczania, uzupełniania. Stylem spisania oddaje klimat perypetii, jakie staną się udziałem bohaterów, zachowując przy tym klarowność potrzebną do śledzenia toku fabuły. Optymalna prezentacja kolejnych wydarzeń pozostawia graczom wiele swobody i pozwala na wprowadzanie własnych scen, nie burząc przy tym spójności scenariusza.
Oprócz oklasków za świetnie zaplanowaną drużynę, która doskonale odnajduje się w konwencji Shane on you, brothers!, autorowi należy się nieco gwizdów, za wprowadzenie wątku indywidualnego jedynie dla pojedynczego gracza. Mogłoby się zdawać, iż trzech członków drużyny gra w sesję o kopalni pełnej zmutowanych robaków, zaś jeden w opowieść o poszukiwaniu prawdy o własnej osobie. Oczywiście każda historia ma swojego bohatera pierwszoplanowego, jednak towarzyszące mu postaci powinny być istotne dla rozwoju głównej linii fabularnej. Smoła i pierze dla tego gringo, który zaznaczył relacje między kowbojami jedynie w notkach, a nie wykorzystał ich jako elementów popychających parochód fabuły do przodu.
Równowaga wad i zalet sprawia, iż jest to przygoda dobra, a momentami wybitna. Filmowa spektakularność i rozmach, konsekwencja w realizacji założonej konwencji oraz budowaniu klimatu, wszystko to realizowane jest zgodnie ze złotą zasadą 100 % upiorytu w upiorycie.
Za rok czekam na bis!
Krystyna Nahlik
Jeszcze rok temu narzekałam, że nikt nie pisze do Deadlands, a tu już po raz drugi bardzo dobry scenariusz. W zeszłym roku mieliśmy subtelniejszy horror psychologiczny, w tym króluje gore, szaleństwo i konflikt w drużynie. Są jednak między nimi bardzo ważne podobieństwa: po pierwsze ciekawie przygotowane postaci, po drugie doskonałe wykorzystanie mechaniki, również do tworzenia nastroju grozy, z czego między innymi wynika po trzecie: po lekturze od razu chce się w nie zagrać.
Bohaterowie Dziwnego Zachodu i tak mają często tendencję do rzucania się na członków swojej posse z bronią, więc zrobienie z wewnętrznego konfliktu osi scenariusza działa w tej sytuacji wyjątkowo dobrze. Każdy z bohaterów ma wystarczającą motywację by stanąć przeciwko innym, a brak w tekście wyraźnych sugestii kiedy miałoby się to stać nie wydaje mi się być problemem – dojdzie do tego zapewne prędzej czy później, a MG i gracze sami wyczują najlepiej właściwy moment na odpalenie lontu do tej bomby, której wszystkie składniki są już w scenariuszu gotowe. Brakuje mi jedynie kilku zapalników w postaci wydarzeń, które pomogły by ten konflikt zaognić w przypadku, gdyby gracze sami sobie z tym nie poradzili.
Oczywiście największe przeżycia będzie miał Pat-umarlak, ale tak to już z umarlakami w Deadlands bywa, a pozostali bohaterowie również mają się czym przejmować. Jedynym bohaterem, którego motywacja nie do końca mnie przekonała jest świątobliwy Allen, za to fanatyczny rewolwerowiec ujął mnie od razu. Szalony naukowiec nie jest może zbyt oryginalny, ale sytuacja dostarcza mu aż nadto motywacji do sprawiania kłopotów. Sytuacja mogłaby jednak zyskać na wyrazistości, gdyby scenę strzelaniny w miasteczku rozegrać na żywo, czy to jako rozpoczęcie in media res, czy też jako retrospekcję już na pustyni.
Mimo, że wydarzeń nie ma tu zbyt wiele, są dobrze opracowane i świetnie opisane. Burza piaskowa stanowi klasyczne otwarcie prowadzące do izolacji drużyny w straszliwym miejscu, ataki kleszczy są dobrze i malowniczo dawkowane (brawo za scenę w windzie!), a krwawe szczegóły bardzo krwiste, mimo iż, a może właśnie dlatego że balansują ma krawędzi groteski. Poza tym sam wybór kleszczy na przeciwników bardzo dobrze tu pasuje. Jedyne, co nie za bardzo mi podchodzi, to sugestia, by nie bać się uśmiercać bohaterów od samego początku. To nigdy nie jest dobry pomysł, a szczególnie w tak emocjonalnie naładowanej jednostrzałowe. Owszem, zginąć mogą nawet wszyscy, ale dopiero wtedy, gdy już dojdzie do jakiejś kulminacji, czy to pomiędzy nimi a resztą drużyny, czy też do starcia z Wygrzebańcem i jego sługami.
Bardzo chwali się autorowi wzięcie pod uwagi możliwych decyzji graczy i rada by wsłuchać się, w to co mówią. Dzięki temu, nawet jeśli zrobią coś zupełnie nieprzewidzianego, MG powinien uniknąć pokusy zaganiania ich z powrotem do scenariusza. Dodatkowymi plusami są karteczki dla graczy i mapki, które są rzeczywiście przydatne. Mogłabym się jedynie przyczepić do zdjęcia… jeśli już je zamieszczać, przydałaby się prawdziwa fotografia, bo z rysunku ciężko cokolwiek odcyfrować.
Na koniec zaś – mimo, że zazwyczaj irytuje mnie stylizowana narracja, slangowy sos, którym podlano tekst jest wprost pyszny (szczególnie ręce, które kaleczą i Pat, który padł). Udowadnia ponadto, że scenariusz da się spisać tak, by był atrakcyjny zarówno dla czytającego go MG, jak i dla graczy. W efekcie zarówno sos jak i podlane nim krwiste mięso prezentują się bardzo apetycznie, a przy tym nie powinny stanąć nikomu w gardle podczas jedzenia. Jeden z moich faworytów.
Michał Madej
…
Tomasz Z. Majkowski
Jak przystało na tegoroczną edycję, są i sny, i żywe trupy. Tym razem interesująco wykorzystane.
To pierwszy spośród nadesłanych scenariuszy, w którym gracze otrzymują postaci (i ma to jakieś znaczenie) – i od razu mi się te postaci spodobały. Gang świątobliwych morderców oraz porwany naukowiec są zaskakująco świeży w systemie, którego zwyczajowi bohaterowie już to pracują dla któregoś z rządów, już to cynicznie nie wierzą w nic, w ostateczności zaś stoją na straży prawa Zachodu. Szczególnie interesujący jest zimnokrwisty morderca, który ujrzał światło. Zazwyczaj zimnokrwiści mordercy są duchowo umarli.
Napięcia między postaciami przygotowano równie frapująco. Nabrzmiewa pomiędzy nimi konflikt, który w każdej chwili może przerodzić się w otwarte starcie, a duszna, niepokojąca atmosfera scenariusza wyraźnie go podkreśla. To ogromny plus, zwłaszcza, że autor zupełnie świadomie wyzyskuje tu powszechnie znany fakt, połowa przygód w Deadlands i tak kończy się strzelaniną w obrębie drużyny. W końcu twardzi kowboje to indywidualności, które zwykle słabo ze sobą współpracują. Jedyny drobiazg (ale naprawdę drobiazgowy) to wykorzystanie motywu „jeden z nas jest martwy”. Jest on wprawdzie kuszący, ale wydaje się bo bólu ograny. Co jednak nie odbiera mu dramatycznej siły.
Sama przygoda jest właściwie pretekstem do rozegrania napięć wewnątrz drużyny i ani nie obfituje w zwroty akcji, ani szczególnie zaskakujące momenty. Scenografia jest dość konsekwentna, jeśli spuścimy litościwie zasłonę milczenia na podziemną, zawalającą się odkrywkę (cóż jednak – była eksperymentalna), a obecność trupów i obłąkańców podkreśla jej groteskowy charakter. Spośród istot dostępnych w bestiariuszu autor wybrał na przeciwników drużyny kleszcze preriowe – bardzo dobrze, wielkie robaki zawsze robią wrażenie, w dodatku mają właściwość sprowadzania powolnej, acz nieuniknionej śmierci. Takiego drania można nosić w brzuchu całymi dniami.
Sam scenariusz, co autor wyraźnie zaznacza, jest tak skonstruowany, by dostarczyć drużynie okazji do utraty zaufania i rozstrzygnąć się przede wszystkim w konflikcie wewnętrznym. Temu służy burza piaskowa (dzięki której posse nie rozejdzie się na cztery wiatry), psujący się parochód i nawet sam Umarlak, którego zadaniem jest postawić Pata w nader kłopotliwej sytuacji. Scenariusz nie zapomina nawet o podsunięciu każdemu narzędzia zemsty – przecież „wspomagany pancerz” jest cudowną okazją dla szalonego naukowca, by przetrącić gnaty prześladowcom. Sama historyjka, gdyby analizować ją w oderwaniu od zadania konfliktowania drużyny nie jest może przesadnie nowatorska, ale trzyma się wiernie realiów, dostarcza zabawy, pozwala pobawić się i tym, którzy lubią dochodzenia, i miłośnikom bezpretensjonalnej strzelaniny. Solidna i dobrze przemyślana, właściwie poprowadzona zapewniłaby graczom masę emocji.
Autor nie wymusza jednak projektowanego konfliktu i podsuwa dwa rozwiązania, które mogą wejść w życie, gdyby posse nie nakarmiła się nawzajem ołowiem. Znów – brawo, wiele scenariuszy nie ma nawet jednego rozwiązania akcji. Na plus policzyć należy również zamieszczone pomoce, drobiazgowe uwagi, jak przeprowadzić zabawę od strony mechanicznej i gotowe karteczki, które mają rozbić zaufanie drużyny.
Posługiwanie się językiem „deadlandowym” nie jest wcale taką prostą sztuką, bo łatwo przesadzić i popaść albo w wulgarność, albo w nieudolność. Autor pisze ładnie i kilka razy szczerze uśmiechnąłem się na widok charakterystycznego, nieco makabrycznego dowcipu, będącego znakiem firmowym tej gry, a „ręce, które kaleczą” urzekły mnie głęboko.
Podsumowując, ten scenariusz mam ochotę poprowadzić, w dodatku po jednokrotnym przeczytaniu wiem, jak to zrobić. Dobra robota.
Maciej Reputakowski
Ten autor mądrze gada i robi to na samym końcu tekstu (przeczytajcie to na samym początku), gdzie każe słuchać graczy i tego, jak reagują. Dać mu whisky. Poza tym ma gadane, a najlepsze tekściory to te:
Cytat roku: „Miejsce to przyspieszy tylko konflikt narastający w łonie posse”
Drugi cytat roku (o leczniczej mocy wygrzebańca): Ręce, które kaleczą, prawda Szeryfie?
I trzeci cytat roku: „Trzeba było wybrać jedno z dwojga. Rzuciliście monetą i zadecydowało przeznaczenie.” Nie czarujesz wtedy, że prawo jest lepsze od lewa. Różnica efektu między prawym prostym a lewym sierpowym też bywa niedostrzegalna.
A co w scenariuszu, partnerze?
Natychmiast pojawiają się typowe pytania-bumerangi: ciekawa historia na starcie – czy gracze ją poznają? Czy szalony zarządca kopalni opowie o swoim dramacie i rozterkach duchowych? Na szczęście raczej tak, jeśli tylko MG nie zapomni podsunąć im dziennika kopalni (tutaj jednak prowadzący będzie musiał sam wszystko opisać swoimi słowami – przydałby się handout z dziennikiem).
Bardzo dobrym i godnym naśladowania pomysłem jest przygotowanie pod jednostrzał gotowych postaci. Jeśli gracze mają już więcej tymi postaciami nie grać, to szkoda byłoby poświęcać bohaterów, których prowadzą od dawna. Bohaterowie to naprawdę ciekawa zbieranina, z interesującymi połączeniami w jej obrębie.
Aby zgrać trochę ze sobą ekipę, warto byłoby na początku sesji (lub jakiś czas po jej rozpoczęciu) rozegrać – jako retrospekcję – scenę ze strzelaniną w mieście, z którego uciekają. Opowiadanie historii nigdy nie wytworzy tak dobrego efektu. Z całą zaś pewnością nie wolno niczego czytać! Taki ton głosu zawsze wypada sztuczniej od słów, które wypowiada się naturalnie, patrząc na gracza. I, tak samo jak z przeszłością, każdy sen można spokojnie rozegrać z graczem, dając mu choć odrobinę swobody i sprawiając, że poczuje emocje, które w tekście są tylko opisane. Nie da się wmówić graczowi, że coś go denerwuje. On sam, odpowiednio zmobilizowany przez MG, musi to zadeklarować.
Dobre pomysły:
- wprowadzenie głównego przeciwnika w pierwszej scenie
- handouty, choć przydałoby się je zeskanować osobno, by do czegoś się nadawały, np. do druku, na szczęście notki o tym, co dzieje się z graczami są gotowe do użycia
- sposób stopniowego budowania napięcia: „zabicie” wygrzebańca, burza piaskowa wyglądająca jak demon, pojawienie się konia umarlaka, pierwszy atak kleszczy (drugi należałoby chyba ominąć, by późniejsza walka w szybie wypadła bardziej zaskakująco), klimatyczne, a nie wymuszone odcięcie od świata przez burzę, otwarte rzuty
- nagradzanie graczy za celne uwagi
Sporym plusem jest również spisanie scenariusza w wersji optymalnej, czyli w kształcie, który jest najbardziej pożądany, z kilkoma opcjonalnymi rozwiązaniami. Autor ma przy tym świadomość, że akcja może pójść w całkowicie innym kierunku, że gracze mogą kombinować na własną rękę, ale nie robi z tego tragedii – to „zmartwienie” MG, nie jego.
MG prowadzący tę przygodę musi w jednej kwestii nie posłuchać autora i modyfikować na korzyść drużyny wszystkie sytuacje, w których postaci graczy mogą zginąć. W jednostrzale nie ma miejsca na przypadkową śmierć, a rany powinny tylko budować napięcie.
Mały minus stanowi również uprzywilejowanie (poprzez otrzymanie kluczowej postaci) jednego gracza, czyli osoby kontrolującej Pata. Nie jest to wielki błąd, w końcu każdy film ma swojego głównego bohatera (na kolejnej sesji jego miejsce może zająć inny gracz), ale zawsze milej jest, gdy wszyscy uczestnicy zabawy mają tyle samo do powiedzenia.
Finał jest widowiskowy, ale szkoda, że nie o dusze wszystkich graczy toczy się tu walka. Niedawno zrobili coś niezbyt dobrego, a tylko Pat ma z tego powodu temat do gry. W końcu i pozostali, może poza naukowcem (to należałoby wówczas zmodyfikować, zmuszając go do niezbyt chwalebnych czynów w czasie pobytu w kopalni), mają nieco na sumieniu. Brakuje też zapowiadanego rozłamu w drużynie, który powinien nastąpić w scenie finałowej. Brakuje scen, w których brat miałby dylemat czy zabić brata, a pogromca zła, czy ratować siebie sprzymierzając się z jedynym człowiekiem, który jest w stanie ich wydostać z piekła, czyli naukowcem…Wszystko to jest zasugerowane w notkach, ale nie wiadomo do końca, kiedy w trakcie akcji miałoby dojść do konfrontacji w drużynie. Wszystko w rękach graczy i MG.
„Shane on you, brothers!” to porządna, nie odkrywająca Ameryki, klasyczna przygoda do gry fabularnej, która – pod względem wad i zalet – bardzo przypomina zwycięzcę sprzed roku, czyli scenariusz Aleksandra Ryłko „W południe”. To chyba dobra recenzja, right?
Jeśli autor chciałby porozmawiać o swoim scenariuszu, zapraszam:
GG 1416169, e-mail: repek@polter.pl
Aleksander Ryłko
Lubię Deadlands, nie ma co ukrywać. Tym niemniej pragnę zaznaczyć, że moja osobista sympatia do systemu nie wpływa na odbiór tekstu. Shane… jest moim osobistym faworytem tej edycji Quentina. Autor nie waha się zdecydowanie określić do jakiego systemu jest to scenariusz. To dobrze.
Bardzo podoba mi się dobór bohaterów – mamy do czynienia z konfliktem, który w każdej chwili może zakończyć się rozlewem krwi. Po jednej stronie stoją osobiste animozje postaci, z drugiej zaś z niezaprzeczalny fakt, że razem drużyna ma większe szanse. Bardzo podoba mi się przedstawiona historia – ciekawa, podana w nastrojowym sosie z piachem zgrzytającym w zębach i kilkoma naprawdę bardzo dynamicznymi momentami. Scenariusz konstruowany jest właściwie – nie określa poczynań bohaterów graczy, dając im dużą swobodę działania. Autor dopieścił też scenariusz od strony mechanicznej, czego nie mogę powiedzieć o większości autorów tej edycji. Do tego dodać należy dodać, że spisany został barwnym językiem, okraszonym kilkoma kapitalnymi tekstami. Bardzo dobry scenariusz.
Marcin Segit
…
Michał Stachyra
Oh yeah! Nigdy nie ukrywałem, że Deadlandy to mój ulubiony system, więc przygoda z góry dostała mały plusik. I co się okazało? Otóż jest to, moim zdaniem, najlepsza przygoda w tegorocznej edycji Quentina – scenariusz do DL absolutnie nie sztampowy – choć, zresztą w przypadku DL sztampowość nie przeszkadza – a do tego napisany z polotem, w pełni dopracowany. Naprawdę bomba.
Solidny kawał scenariusza, stanowiący zamkniętą całość, z ciekawym wprowadzeniem, przygotowanymi postaciami dla graczy i kupą fajnych pomysłów Autor bez problemu poradził sobie z napisaniem przygody w stylu i konwencji scenariuszy do DL – z mnóstwem żarcików, gierek słownych i ogólnie porządnym Weirdwestowym klimatem. Pat padł i Ręce które kaleczą – to moi liderzy! A i inne teksty rozwaliły mnie. Dodać do tego należy rzetelnie i oryginalnie skrojoną Posse, z fajną postacią dla każdego. Co więcej tak zarysowano stosunki między postaciami, że niezależnie od przygody, same interakcje między nimi dadzą graczom masę zabawy. Sposób wprowadzenia postaci w przygodę – a w zasadzie w sam środek akcji rozwiązany został bardzo dobrze.
Na plus zaliczyć trzeba także:
- ramki z różnymi ważnymi uwagami
- informacje o różnicy między prawym prostym, a lewym sierpowym
- notki dla graczy
- trzymanie się języka, konwencji
- przygotowanie jakże niepopularnych ostatnio statystyk
- „fotografię”
Z wielką chęcią zagrałbym w tą przygodę! Więcej takich!!!
Joanna Szaleniec
Zagajenie scenariusza zdaje się obiecywać przygodę dla wytrawnych graczy, której esencją będzie stopniowo podsycany konflikt wewnątrz drużyny, poważne dylematy rozdartych wewnętrznie postaci, a wszystko to na tle odsłanianej stopniowo Tajemnicy wśród narastającego ze sceny na scenę Poziomu Strachu. Tymczasem po interesującym wprowadzeniu i scenie, która wydaje się mieć na celu „rozruszanie” graczy i podsycenie ich ciekawości, gdy gryząc z niecierpliwości paznokcie oczekujemy dalszego rozwoju fabuły, następuje krótka kulminacja i… koniec. (!?)
Cały scenariusz określiłabym jako inspirujący, choć krótki epizod odpowiedni do D&D (naszpikowana mechaniką strzelanka), jedynie na pierwszy rzut oka ucharakteryzowany na L5K (dylematy postaci), osadzony bardzo umiejętnie w realiach Dziwnego Zachodu (plus za GENIALNIE odpowiadający konwencji styl).