„Legendy powracają”
Adam Bugajewski
Komentarze:
Magdalena Madej
…
Krystyna Nahlik
…
Joanna Szaleniec
Scenariusz mało elastyczny – w wielu miejscach zakłada bardzo konkretne działania bohaterów, a w dodatku zawiera liczne mielizny, na których gracze mogą utknąć i śmiertelnie się nudzić. W warstwie dla graczy przygoda jest dość klasyczna, a pomysł, który decyduje o jej oryginalności, jest jednym z trzech niemal identycznych, jakie pojawiły się w tej edycji Quentina.
Michał Madej
…
Tomasz Z. Majkowski
I znowu realisty show – kurcze, signum temporis, coraz częściej scenariusze podszyte są wątkiem czysto ludycznym. Gdzie te czasy, kiedy rabowało się smocze skarbce, zabijało nekromantów i penetrowało podziemia dla pieniędzy, a nie uciechy gawiedzi?
Pomysł dość dziwaczny, oparty o specyficzną zasadę konstrukcyjną (obraz oraz komentarz), która pewnie oddziaływałaby na wyobraźnię lepiej, gdyby partie opisowe napisane były wprawniej i sugestywniej. Dzięki przyjętemu założeniu w przygodzie właściwie nic się nie dzieje – tu nie ma scenariusza, tylko łańcuszek scen, do których może, ale nie musi dojść. Również pomysł z objaśnieniem tożsamości – dziwaczny. Niby dlaczego gracze mieliby rzucić się na siebie, zamiast całą czwórką paść na zawał serca ze zdziwienia?
Nie wątpię, że tą przygodą można się całkiem fajnie bawić, zwłaszcza przechodząc od trybalizmu do high-tech. Ale dziwna formuła, naiwne rozwiązania, specyficzne założenia (na przykład konieczności współpracy z Ojcem) i pozorowana bomba emocjonalna na koniec (zresztą przewidywalny mniej więcej od sceny z autostradą) sprawiają, że pewnie szybko wyrzucę tę przygodę z pamięci. Nie jest tragicznie, ale plasuje się w dolnej części średniej krajowej.
Maciej Reputakowski
Legendy powracają podejmują stary, posiadający bogate tradycje motyw amnezji głównego bohatera[ów] i stopniowego odkrywania własnej tożsamości. Scenariusz prezentuje ten chwyt w nowej formie i estetyce, przenosząc nas w czasy postpostapokaliptyczne. Budujący jest również poprawny, przejrzysty styl, który nie odrzuca czytelnika przy lekturze.
Legendy są scenariuszem prostym, ale ta prostota jest jego atutem. Nie siląc się na jakieś przekombinowane motywy, autor dodaje parę bardzo przyjemnych smaczków. Szczególnie scena z listami gończymi oraz z almanachem [gracz na pewno się ucieszy] zostały dobrze pomyślane. Nie ulega wątpliwości, że fani Neuroshimy będą się przy tej przygodzie świetnie bawić. Oczywiście, o ile prowadzący dokona kilku korekt i podrasuje potencjał drzemiący w scenariuszu. No i nie dopuści do jednej patologii.
Przede wszystkim – przygotowane postaci bohaterów są bardzo ciekawe i należało je od razu dać graczom, nie czekać do końca scenariusza z nieśmiałą propozycją. Warto pamietać przy tym, iż w gry fabularne bawi się coraz więcej kobiet, więc przewidzenie miejsca dla choć jednej bohaterki byłoby na miejscu.
Co ważniejsze jednak, koniecznie należy wcześniej wprowadzić wątki interpersonalne. Skoro już dzieje bohaterów przeplatają się ze sobą, to ogromnym marnotrastwem byłoby nie doprowadzić do konfrontacji trochę wcześniej niż w finale. Jeśli zaś przyjąć wersję, iż gracze wcielają się w klony [co akurat nie jest aż tak dobrym pomysłem], powinni mieć możliwość poznania prawdy w trakcie scenariusza, by móc trochę poprzeżywać tą sytuację i pobawić się nią…
No i patologia.
Warto porównać to zjawisko z Tonem wiecznościowym i Gdy krew przestaje być błękitna. Ponownie autor zakłada, iż najlepszym [a przy tym jedynym, gdyż brak jakiejkolwiek wzmianki o innych możliwych wyjściach] rozwiązaniem problemu jest okrucieństwo i brutalność. I tutaj znowu pojawia się pytanie – jacy gracze posuną się do pobicia niewinnych dzieciaków? Jacy wydłubią oko i odetną palec niewinnemu człowiekowi?
Z takimi graczami nie dość, że lepiej nie mieć nic wspólnego, to już z pewnością nie warto pisać dla nich scenariuszy… Oczywiście, o ile autor uważa, że to nie powinna być norma.
Ponieważ rozmiar recenzji nie pozwala omówić wszystkich aspektów tekstu, jestem otwarty na rozmowę przez e-maila – repek@repe.k.pl lub na GG: 1416169. Zapraszam serdecznie!