Kiedy próbuję rozpocząć ten tekst jako wiadomość Gmaila, w mojej przeglądarce jest otwartych pięć zakładek: blog znajomego, dwa utwory muzyczne na YouTubie, pewne forum internetowe, no i rzecz jasna Gmail. To i tak nieźle – zdarza się, że dochodzę do kilkunastu zakładek naraz.
Stop. Wyłączam te zakładki, zapisuję sobie strony, z których będę korzystał w poniższym wpisie, a na koniec przesuwam w laptopie przełącznik od internetu. Koniec, fajrant, offline. Nie umiem powstrzymać się od prokrastynacji samą siłą woli, potrzebuję takich gestów, żeby uchronić się przed klikaniem w co popadnie. Teraz łatwiej będzie mi się skoncentrować.
Co to wszystko ma wspólnego z pisaniem scenariuszy na Quentina? Ano niemało. Żyjemy w czasach prokrastynacji, kończenie dłuższych projektów jest coraz trudniejsze, bo niezliczone informacje tylko czyhają, aby rozproszyć naszą uwagę. A scenariusz quentinowy jest bez wątpienia dłuższym projektem, którego nie warto zostawiać na ostatnią chwilę.
Dlatego podam teraz kilka wskazówek, które mogą Wam pomóc w pracy nad tekstem. Oczywiście, nie są to żadne żelazne reguły, każdy ma swój własny styl; nie mogę także i nawet nie chcę Wam niczego narzucać. Po paru dniach prób i błędów każdy z Was znacznie lepiej niż ja będzie wiedział, co może mu pomóc się zorganizować – tutaj podaję jedynie kilka sugestii i inspiracji.
O jednej rzeczy już wspomniałem. Przełącznik od internetu – warto go używać! Nie bez powodu współcześni pisarze coraz częściej korzystają z dwu komputerów, jednego do sieci, drugiego do pracy. Ujmując sprawy szerzej: warto znaleźć sobie takie miejsce i taki sposób pracy, aby rozpraszające nas bodźce ograniczyć do minimum. Zbliża się wiosna, może więc wyjedziecie z Quentinem na weekend na działkę? Jeżeli w akademiku jest hałas, to może nie będzie go w bibliotece? Czy muzyka, której słuchacie, rzeczywiście pomaga Wam się skupić? I tak dalej, i tak dalej.
Nie zdziwię się wcale, jeżeli zaraz po wyłączeniu internetu przyjdzie Wam do głowy sto osiem rzeczy, które natychmiast trzeba sprawdzić w sieci, bo inaczej nie sposób dalej pracować. Ale w większości wypadków wystarczy sobie te kwestie zanotować i wrócić do nich dopiero po jakimś czasie.
A jeśli stanowczo potrzebujemy internetu, żeby uzupełnić dany fragment tekstu, to może lepiej na chwilę go zostawić i zająć się innym miejscem w scenariuszu? W końcu nie trzeba pisać liniowo, od A do Z; jurorów nie będzie interesowało to, w jaki sposób pracowaliście, tylko efekt, który udało się Wam uzyskać. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zacząć od mechanicznego rozpisania postaci niezależnych, a skończyć na wprowadzeniu.
Kolejna sprawa. Kiedy myślicie o całości scenariusza, ilość pracy do zrobienia może Was nieco przytłoczyć. Jeżeli tak jest faktycznie, warto podzielić sobie pracę na mniejsze porcje. Nie zaszkodzi też zrobić krótki pisemny harmonogram, z deadline’ami (które można zdradzić znajomemu, jeżeli to nas zmotywuje) i nagrodami za wykonanie zadań. “Pójdę do kina, gdy tylko opracuję konspekt fabuły”; “Spotkam się z X, kiedy skończę czwartą stronę tekstu”; i tak dalej. Co więcej, niektórzy twierdzą, że wizualizowanie sobie takich nagród pomaga im zabrać się do pracy – jest to tzw. heurystyka symulacji.
Oczywiście, jeżeli coś się nie uda, to nie ma co się załamywać. Zamiast tego trzeba po prostu zmienić plany i ustawić nowe deadline’y, które pomogą nam nie wypaść z toru.
Warto także przyjrzeć się sobie i ustalić, w jakiej porze najlepiej się nam pracuje. Być może uda się tak przekształcić plan dnia, aby właśnie rano (czy też właśnie wieczorem) pracować nad najtrudniejszymi częściami scenariusza? I odwrotnie: trzeba wiedzieć, kiedy praca po prostu nie ma sensu, bo jesteśmy za bardzo rozproszeni albo zmęczeni. Żyj dziś, abyś mógł pisać jutro!
No i ważna rzecz na koniec: mimo tego wszystkiego, co napisałem, nie ma sensu koncentrować się za bardzo na zabiegach pomocniczych. Bo taką właśnie funkcję pełnią wszystkie te działania: wspierającą, dodatkową. Najistotniejsze jest to, aby w którymś momencie po prostu siąść, wyłączyć się i zacząć pisać. Tak jak z bieganiem: kiedy jesteśmy już w tenisówkach na dworze, to nie wrócimy do domu się przebrać tylko dlatego, że akurat troszkę powiało.
To wszystko na dzisiaj. Powodzenia!